Gdzie najlepiej kręci się lody w Polsce? Tam, gdzie jest najwięcej pieniędzy i największe potrzeby ludzi, czyli na służbie zdrowia. A konkretnie na pieniądzach, które trafiają do szpitali czy klinik w postaci kontraktów z NFZ - pisze środowy "Fakt". A gdy szwindle wychodzą na jaw wystarczy mieć wysoko postawionych znajomych, którzy zamieniają się w adwokatów tych interesów! - czytamy w gazecie.

"Jak grzyby po deszczu wyrastają prywatne placówki, które zarabiają na kontraktach z NFZ. Używają ich do wabienia pacjentów i mamienia ich tym, że wszystko dostaną za darmo jak w publicznym szpitalu. Często jednak najpierw muszą zapłacić za wizytę u specjalisty (ok. 100 zł) czy badania laboratoryjne" - czytamy w "Fakcie".

Tabloid podkreśla, że wiele placówek powołuje do życia fundacje, a leczenie uzależnia od kupienia przez pacjenta "cegiełki". "Część robi to bardziej bezczelnie - każe dopłacać do lepszego standardu niż ten refundowany. A tego zabrania prawo" - pisze "Fakt" i dodaje: "Kontrakt to na tyle łakomy kąsek, że placówki potrafią nawet kłamać w dokumentach o liczbie sprzętu, łóżek czy stanie personelu byle go zdobyć. Gdy wykryje to kontrola, uciekają się do wysoko postawionych obrońców".

Więcej na ten temat przeczytacie w najnowszym wydaniu "Faktu".

W środowym "Fakcie" przeczytacie też o:

- Ministrze z PSL, który dał koledze pracę za 7900 zł

- Sztuce teatralnej, która drwi z ofiar Smoleńska

(mal)