Odnaleziona tablica z bramy obozu w Auschwitz była przygotowana do sprzedaży. Ten fakt ujawnił reporterowi śledczemu RMF FM Markowi Balawajdrowi, komendant małopolskiej policji. Sprawcy kradzieży napisu „Arbeit macht frei” zostaną przesłuchani.

Kradzieży dokonała grupa pięciu ludzi w wieku od 20 do 39 lat. Wszyscy byli notowani w policyjnych aktach. Dwóch sprawców zostało zatrzymanych w Gdyni w samochodzie. Trzech w miejscu zamieszkania, czyli w okolicach Włocławka.

Wiadomo, że do Oświęcimia przyjechało czterech mężczyzn. Piąty, który wymyślił i nadzorował całą kradzież został w swoim domu. Telefonicznie kontaktował się ze swoimi wspólnikami. Mężczyźni wcześniej zrobili rozpoznanie obozu. Wiedzieli, jak pracują strażnicy, gdzie są słabe punkty w zabezpieczeniu. Tablicę odkręcili i przenieśli poza teren obozu i włożyli do samochodu osobowego, którym przyjechali. To właśnie wtedy pocięli ją na trzy kawałki, by łatwiej ją przewieść.

W piątek po południu, kiedy cała małopolska policja szukała złodziei i robiła blokady, ci byli już w swoich domach. Tablicę zostawili na terenie gospodarstwa mężczyzny, który wszystko zaplanował. W czasie pierwszych rozmów, złodzieje podali motyw kradzieży – powiedział reporterowi RMF FM inspektor Marek Woźniczka: Niewykluczone, że była to chęć zysku. Taki przynajmniej wstępny motyw działania podają. Będzie to weryfikowane. Postaramy się wyjaśnić, czy mieli to zaplanowane, czy też szukali nabywcy później.

Przeprowadzimy wizję lokalną z udziałem podejrzewanych, która pewnie pokaże, w jaki sposób szczegółowo dokonali tej kradzież. Oczywiście my mniej więcej wiemy, o której doszło do kradzieży, skąd przybyli, w jakim składzie osobowym, jakich narzędzi używali. Natomiast czy mieli informacje, jak wygląda system ochrony i monitoringu w Oświęcimiu, czy też nie mieli, nie wiem - przyznał komendant wojewódzki małopolskiej policji Andrzej Rokita.

Ministerstwo kultury wypłaci nagrodę za pomoc w ujęciu sprawców kradzieży napisu. Nagroda jest przesądzona. Wszystko na to wskazuje, że to sygnały społeczne doprowadziły do sprawców. Należy mieć satysfakcję z tego, że reakcja społeczna była właśnie taka, że te około pół tysiąca sygnałów, sprawdzanych wielokrotnie przez policję, dało efekt - powiedział naszemu dziennikarzowi minister Bogdan Zdrojewski.