Gminy, by zdobyć pieniądze na nowe miejsca opieki dla najmłodszych, podnoszą opłaty za żłobki. Warszawa planuje podwyżkę z 200 zł do nawet 1170 - alarmuje "Gazeta Wyborcza".

Do publicznych żłobków chodzi zaledwie 2,6 proc. dzieci. W Warszawie na miejsce w placówce czeka ponad 6 tys. W Krakowie żłobki są w stanie pomieścić tylko 1,8 tys. z 20 tys. dzieci.

Ustawa ma to zmienić, m.in. dzięki wprowadzeniu tzw. opiekuna dziennego, który we własnym mieszkaniu ma się zajmować maluchami. Gmina zatrudni ich na umowę-zlecenie. A zapłaci im z opłat za żłobki.

A to oznacza podwyżki. W Warszawie publiczny żłobek kosztuje ok. 200 zł, ale od września opłata ma drastycznie wzrosnąć - nawet do 1170 zł! Władze stolicy chcą, by tyle płacili rodzice z dochodem powyżej 2,8 tys. zł brutto na osobę. Biedniejsi zapłacą od 200 do 800 zł (najmniej ci z dochodem 700 zł na osobę). Stawki radni będą głosować w maju.

Opłaty podnoszą też inne miasta. Łódź już zdecydowała: od lipca zamiast 70 zł rodzice zapłacą 139 zł. Kraków chce podwyżki z 180 do 300 zł, Poznań - z 350 do 525 zł.

Samorządy mogą co prawda starać się o dotacje z rządowego programu "Maluch". Tyle że "Maluch" może przyznać 2,5 mln zł na całe województwo. Na gminy wypada niewiele. W Małopolsce np. po 100 tys. zł.

A za tyle - jak podkreślają władze gmin - można stworzyć klub dla zaledwie dziesięciorga dzieci. Dlatego np. Kraków i Łódź wolą pieniądze przeznaczyć na stworzenie nowych miejsc w istniejących już publicznych żłobkach. Ale i w takim wypadku koszty wzrosną - potrzeba nowych etatów. A na to też nie ma pieniędzy.