31 tysięcy złotych kosztowało sopockie molo posprzątanie po ostatnim sztormie. Naprawa uszkodzonych dolnych pomostów ruszy w kwietniu. Obiekt ma jednak kolejny problem. Sztorm mocno powiększył łachę piasku tworzącą się po prawej stronie. Po cofnięciu się, woda odsłoniła gigantyczną płyciznę.

Trudno szacować dziś, ile dokładnie będzie kosztowała naprawa uszkodzonych, dolnych pokładów. Wiele zależy od tego, jaka będzie jesień i zima, jakie szkody wyrządzą jeszcze kolejne sztormy.  

Patrząc optymistycznie - gdyby okazało się, że sztormów i zniszczeń już nie będzie - być może koszty udałoby się zamknąć w kilkudziesięciu tysiącach złotych. 

My na siłę nie próbujemy odbudować dolnej konstrukcji. Bo może być różnie. Doświadczenie uczy, że także w zimie, także na koniec zimy, czyli w marcu, potrafią przyjść potężne sztormy. Stąd z góry założenie, że remont właściwy będzie przeprowadzony w kwietniu, przed sezonem turystycznym - mówi Marcin Kulwas z Kąpieliska Morskiego Sopot, operator sopockiego molo.

Obiekt ma kolejny problem. Od mniej więcej 3 lat, po otwarciu mariny na końcu, morze nanosi znaczne ilości piasku po prawej stronie. W efekcie zmiany prądów po budowie obiektu i falochronu teren w okolicy wypłyca się. 

To niecodzienne zjawisko. Nigdy nie widziałem łabędzia w morzu. U nas są tylko w rzekach. A tu jeszcze łabędź, który chodzi po wodzie jak Jezus - mówi nam turysta z Wielkiej Brytanii. Koło 200 metrów od brzegu, może więcej. Tu nadal jest płycizna. Niesamowite - przyznaje sopocianin. Niedługo będzie można dojść od początku plaży do końca molo po piasku suchym. No szkoda, bo to już nie będzie molo - mówi młoda turystka.

Piasek był już nawet stamtąd wydobywany i wywożony z okolicy molo. Ostatni sztorm spotęgował jednak zjawisko jego osadzenia się. Gdy woda się cofnęła odsłoniła gigantyczną płyciznę. 

Na pewno nie jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. Jest to jakiś problem. Trzeba jednak pamiętać, że linia brzegowa cały czas żyje. Choć nie ma co ukrywać, że problem jest. Powiem szczerze, to trochę przerasta nasze kompetencje. Szczebel czy Urzędu Miasta czy Urzędu Morskiego będzie tym właściwym - mówi Marcin Kulwas. Dodaje, że morze jesienią i zimą zawsze się cofa. W sezonie letnim, gdy "morze wróci", zjawisko nie powinno być tak duże.

Ten problem jest w Sopocie stosunkowo nowy. Powstał po wybudowaniu mariny. O jego skali może świadczyć fakt, że w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu młodzi ludzie skakali z molo do wody, dziś jest... kilkanaście centymetrów głębokości. 

To jest coś za coś. Dzięki temu, że mamy marinę i mamy falochron bardzo solidnej konstrukcji, udało się ocalić i przystań jachtową i główny pomost spacerowy, a także ostrogę. Ona ponad 10 lat temu praktycznie została zmyta przez podobny sztorm. W tym roku sama konstrukcja ostrogi jest nienaruszona, zostało tylko uszkodzone dolne przejście na ostrogę. Ale za to mamy problem z łachą piachu. To jest coś za coś. Wierzę, że w jakieś najbliższej przyszłości uda się znaleźć właściwe rozwiązanie - mówi Kulwas.

Kluczowe będzie podejście do sprawy Urzędu Morskiego. I tam i w sopockim magistracie będziemy jeszcze pytać o pomysły na walkę z gigantyczną płycizną. 

(j.)