​"Według nas głównie zawiodła taktyka, ludzie, strategia. Stanęliśmy po stronie czegoś, co się nazywa zespół i partnerstwo. My nie możemy przyjąć takiej argumentacji, jaką słyszałem z ust Adama Bieleckiego. Nawet jeśli jest projekt i ludzie spotykają się pierwszy raz w życiu, to obowiązują te same zasady, które obowiązują ludzi w środowisku, w którym się doskonale znają i się dobrze rozumieją. Tu żadnej relatywizacji zasad nie może być, absolutnie" - mówi dla RMF FM Piotr Pustelnik, szef zespołu, który opracował opublikowany dziś raport Polskiego Związku Alpinizmu ws. tragedii na Broad Peak.

Agnieszka Wyderka: Dla mnie, jako laika, który zapoznał się z raportem, zabrakło współpracy, dbania o współpartnerów, którzy wchodzą na szczyt. Pojawia się też wniosek, że najwięcej jest zastrzeżeń do Adama Bieleckiego i kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego. Czy rzeczywiście można to tak zinterpretować?

Piotr Pustelnik: Nie, trzeba na to patrzeć całościowo. Raport był zrobiony po to, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość i tam jest cały rozdział poświęcony zaleceniom i wnioskom. Wskazaliśmy też w raporcie to, co naszym zdaniem na tej wyprawie nie było w porządku, nie było tak, jak to się powinno na wyprawach robić. Oczywiście, nigdy nie ma takich wzorcowych wypraw, gdzie wszystko się dzieje zgodnie z arkanami sztuki. To są tylko ludzie i mogą zawsze popełnić błąd, ale tutaj parę rzeczy zadecydowało o tym, że przebieg wydarzeń był taki, jaki był.

Zobacz również:

Z naszej strony najistotniejsze jest to, że my stanęliśmy po stronie czegoś, co się nazywa zespół i partnerstwo. My nie możemy przyjąć takiej argumentacji, jaką słyszałem z ust Adama Bieleckiego, że to jest jakiś projekt, gdzie się spotykają ludzie i oni niekoniecznie muszą być związani ze sobą jakimiś więzami, a kiedyś to byli... Nawet jeśli jest projekt i ludzie spotykają się pierwszy raz w życiu, to obowiązują te same zasady, które obowiązują ludzi w środowisku, w którym się doskonale znają i się dobrze rozumieją. Tu żadnej relatywizacji zasad nie może być, absolutnie.

To jest nasz generalny wniosek i generalna konkluzja i taka konstatacja z tego wydarzenia na Broad Peak. Jesteśmy po stronie zespołu, po stronie komunikacji w zespole i po stronie partnerstwa. I koniec. I nic więcej. Poza tym ja chcę powiedzieć jedną rzecz, bo tu zapanowało jakieś takie niezrozumienie naszej roli, jako zespołu. My byliśmy zespołem do zbadania okoliczności i przyczyn wypadku. Nie jesteśmy zespołem prokuratorskim ani sądem. Nie wydajemy wyroków, nie oskarżamy. Po prostu pokazujemy to, co naszym zdaniem, zdaniem pięciu ludzi, było zrobione niedobrze. A to, czy to się nadaje w jakikolwiek sposób pod jakiekolwiek kary związkowe, czy jakiekolwiek upomnienia związkowe to zupełnie inna sprawa, która będzie prawdopodobnie albo nie będzie przez związek rozpatrywana. I to jakby nas w ogóle nie dotyczy.

Jak poszukiwawcza wyprawa Jacka Berbeki wpłynęła na treść raportu?

Przede wszystkim oni znaleźli Tomka Kowalskiego i określili miejsce, w którym się znalazł. Opisali nam, jak go znaleźli i tutaj mogliśmy sobie trochę jeszcze doprecyzować nasze wnioski z tej wersji wstępnej. Moją największą porażką, taką osobistą, jest to, że nie znaleźliśmy żadnych śladów - takich oczywiście, które dałoby się zidentyfikować - co mogło się stać i z jakiego powodu zginął Maciek Berbeka. Tego niestety nie znaleźliśmy i to jest tajemnica, która będzie mnie długo męczyła.

(MRod)