​Dzieci odbierane pijanym rodzicom podczas interwencji pomocy społecznej muszą przejść badanie lekarskie. Na poszukiwanie lekarza, który je przebada, jadą więc samochodem Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Tak jest w Szczecinie. Pogotowie ratunkowe od ponad pół roku odmawia tu przyjazdu na interwencje i mówi, że nie ma w obowiązku badać dzieci.

Miarka przebrała się w miniony weekend. Pracownicy interwencji kryzysowej wspólnie z policją zajęli się przypadkiem rodziny z czworgiem dzieci. Ich matka była pod wpływem alkoholu i narkotyków. Przy piersi miała 5-miesięczne niemowlę. Dziecko było bardzo blade. Mieliśmy podejrzenia, że może być pod wpływem alkoholu - mówi Wojciech Dąbrówka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szczecinie. Na miejsce przyjechało pogotowie, ale zbadało tylko matkę. Czwórka dzieci, wraz z pracownikami opieki społecznej pojechała najpierw do najbliższej przychodni, gdzie też ich nikt nie przyjął, bo badania dzieci lekarz nie miał w kontrakcie z NFZ. W kolejnej - kazali czekać w kolejce. W efekcie - samochodem MOPR-u dzieci pojechały do szpitala. Teraz są w rodzinie zastępczej.

Strach pomyśleć co będzie, jak zabranemu przez nas dziecku coś się stanie w naszym samochodzie. To często ofiary przemocy domowej. Nasz pracownik nie oceni, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. Wtedy znów wiadro pomyj wylane zostanie na nas? Czy ktoś z lekarzy weźmie za to odpowiedzialność? - pyta Wojciech Dąbrówka.

Szczecińskie pogotowie odpowiedzialności nie bierze. Nie mamy podpisanej z MOPR-em umowy na badanie dzieci, a poza tym to nie leży w zakresie naszych obowiązków według kontraktu z NFZ. Nie badamy zdrowych dzieci - mówi naszej reporterce Elżbieta Sochanowska, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie. Skąd pracownicy MOPR-u mają wiedzieć, że dziecko jest zdrowe? Niech MOPR zatrudni swojego lekarza ­- mówi pracownica pogotowia.

Ustawa o pomocy społecznej nie daje MOPR-om możliwości zatrudniania własnego lekarza. Procedury mówią, że dzieci bada lekarz z najbliższej przychodni. Tak jest w całym kraju. Lidia Leońska z MOPR-u w Poznaniu historią ze Szczecina jest zszokowana. Mamy nawet specjalny program "Dziecko pod parasolem prawa", w ramach którego działamy głównie w weekendy, gdy w domach przelewa się morze alkoholu. Pogotowie nigdy nam nie odmawia. Może być przecież tak, że zabierzemy pobite dziecko do naszego samochodu, a potem rodzina nas oskarży, że zrobiliśmy mu krzywdę - opowiada.

Dzieci z interwencji badania przechodzą zawsze, nie tylko w skrajnych sytuacjach. Najczęściej są zaniedbane. Mają wszy, czasem świerzb. Zdarzają się ślady pobicia. Czasem poważniejsze choroby lub obrażenia. Gratuluję wyobraźni pani rzecznik pogotowia. To byłoby takie oczekiwanie, jak byśmy do pożaru jechali własnym samochodem, wioząc strażaka - mówi Wojciech Dąbrówka z MOPR-u.