Przypadek pirata drogowego, który na Szosie Stargardzkiej w Szczecinie, przy ograniczeniu do 50 km/h jechał 163 km/h, wywołał burzę komentarzy. Większość krytykuje straż miejską, która zamiast ustawić fotoradar w miejscu, gdzie rzeczywiście zwiększałby bezpieczeństwo, postawiła go "zarobkowo" na prostej dwupasmówce, gdzie aż się prosi, żeby "przycisnąć". Ale sprawa nie jest jednoznaczna.

W piątek opublikowaliśmy zdjęcie z fotoradaru w Szczecinie - pirat drogowy mknął z prędkością 163 km/h w miejscu, gdzie dozwolona prędkość wynosiła 50 km/h.

Większość komentujących, patrząc na zdjęcie z fotoradaru, myślała, że był ustawiony na odcinku Szosy Stargardzkiej między krzyżówką w Płoni a zjazdem na autostradę A6. Na naszym forum nie zostawili suchej nitki na Straży Miejskiej. Postanowiliśmy to sprawdzić. Okazało się, że urządzenie stało na Szosie Stargardzkiej przy posesji nr 77, czyli tuż po wjeździe do Szczecina dwupasmową "10".

Fotoradar ustawiony był za znakiem informującym o obszarze zabudowanym - co oznacza ograniczenie do 50 km/h. 200 metrów dalej jest niebezpieczne skrzyżowanie z ulicą Tomasza Żuka. Z niej wyjeżdżają autobusy komunikacji miejskiej i karetki wożące pacjentów do szpitala w Zdunowie.

Potem jest dość niebezpieczny, szczególnie przy prędkości 163 km/h łuk w lewo, most nad rzeką, łuk w prawo i kolejne skrzyżowanie z ul. Przyszłości już ze światłami.

Tym razem nasi internauci (którzy często słusznie wskazują na niepotrzebne ustawione fotoradary) nie mieli racji: to nie jest "szczere pole", nie ma tam "trzech pasów". Zachowanie kierowcy jest nie do obrony.

50-ką nie jedzie tam nikt

Policyjne statystyki, które oczywiście nie są doskonałe, jednoznacznie pokazują, że zdecydowanie więcej wypadków z ofiarami nie powodują pijani kierowcy, ale ci trzeźwi. Ci, którzy pędzą jak szaleni.