Wszystko wskazuje na to, że kierowca autobusu był trzeźwy, a stan techniczny pojazdu dobry - to ustalenia reportera RMF FM Mariusza Piekarskiego dotyczące wczorajszego wypadku autobusu w Warszawie. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że przyczyną wypadku mógł być błąd kierowcy. Autobus zjechał ze skarpy, potem uderzył w barierkę. W sumie rannych zostało 38 osób.
Policjanci czekają jeszcze na badania próbki krwi kierowcy - na obecność alkoholu lub narkotyków. Wiadomo jednak, że pierwszy test zaraz po wypadku, wskazał, że kierowca nie był pijany.
Można też najpewniej wykluczyć zmęczenie kierowcy - przyznał w rozmowie z naszym dziennikarzem Paweł Mąkol z warszawskiej drogówki. Kierowca rozpoczął rano pierwszy wyjazd około 9. Nie powinien być zmęczony. Do wypadku - przypomnijmy - doszło ok. 14.
Nie ma także dowodów na niesprawność autobusu. To był nowy, zaledwie trzyletni pojazd; miał wszystkie wymagane badania techniczne.
Policjanci przesłuchali już świadków wypadku i samego kierowcę. Funkcjonariusze nie chcą jednak ujawnić żadnych szczegółów. Policjanci przeanalizowali też nagrania z kamer w pojeździe. Śledztwo w tej sprawie nadzoruje mokotowska prokuratura.
Policja od początku rozpatrywała dwie wersje - błąd lub zasłabnięcie kierowcy. Jak dowiedziała się nieoficjalnie Polska Agencja Prasowa ze źródeł zbliżonych do sprawy, zeznania świadków wskazują jednak, że mógł to być błąd kierowcy. Z kolei na nagraniach widać, że tuż przed zjechaniem z jezdni mężczyzna się pochyla. Na tej podstawie można by podejrzewać, że mógł zasłabnąć, ale świadkowie twierdzą, że było inaczej - powiedział informator PAP. Jak dodał, sprawdzane jest m.in., czy kierowca mógł rozmawiać przez telefon.
Sprawę analizują też biegli.
Do wypadku doszło po godzinie 14. Autobus linii 739 jechał wiaduktem w kierunku Piaseczna. Zjeżdżając z niego, nie skręcił prawidłowo, a przejechał przez krawężnik i zjechał z nasypu na ulicę Rzymowskiego. Później uderzył w barierki oddzielające pasy ruchu; zderzyła się z nim nadjeżdżająca toyota.
W autobusie było ok. 40 osób. 32 z nich, w tym ośmioro dzieci trafiło do szpitala. Najciężej ranny był sam kierowca, pozostałe osoby miały głównie urazy kończyn, kręgosłupa, otarcie i skaleczenia. W tej chwili - jak dowiedział się nasz dziennikarz Mariusz Piekarski - wciąż hospitalizowanych jest dziewięć osób, w tym czworo dzieci.