Strażacy opanowali ogień na dzikim wysypisku śmieci w Zelowie w Łódzkiem. 27 okolicznych mieszkańców tę noc musiało spędzić u rodzin lub znajomych. Nie wiadomo, kiedy wrócą do swoich domów, bo akcja dogaszania może trwać jeszcze kilka godzin.

Akcja gaśnicza w Zelowie trwa od wczoraj, od godziny 15:00. Ogień objął tam obszar ok. 2 i pół tysiąca metrów sześciennych. To teren dawnych zakładów przemysłowych.

Ewakuowanych wieczorem 27 osób z pobliskich domów tę noc spędziło u rodziny lub znajomych. Musieli opuścić swoje posesje, bo dym mógł spowodować podtrucie.

Do swoich domów będą mogli wrócić najwcześniej po południu. Strażacy nie wykluczają też, że ewakuowani mieszkańcy posesji, oddalonych o około 400 metrów od pożaru, wrócą do domu dopiero wieczorem.

Mimo prowadzonej akcji w odległej o 300 metrów od miejsca zdarzenia szkole odbywają się lekcje. Podjęto taką decyzję z zastrzeżeniem, że jeśli zmieni się kierunek wiatru i unoszący się jeszcze dym skieruje się w stronę szkolnego budynku, to zajęcia mogą być odwołane.

Z kolei policja zaapelowała do mieszkańców ulic znajdujących się w pobliżu składowiska, aby nie otwierali okien.

Przy gaszeniu ognia pracuje około 70 strażaków, którzy polewają wodą poszczególne warstwy śmieci, rozgarniane przez koparki. To żmudna praca, ale tylko tak można zdusić pożar odpadów.

We wtorek po południu zapaliła się hałda poprzemysłowych śmieci, m.in. odpadów dziewiarskich, palą się też opony. Dokładnie nie wiemy, co tam jest. Wiemy tylko, że są to łatwopalne rzeczy. Nie mamy natomiast informacji, aby w tej górze śmieci znajdowały się niebezpieczne materiały - zapewniał rzecznik strażaków Arkadiusz Makowski.

Przez wiele godzin słup czarnego dymu widać było z odległości kilku kilometrów.

Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.