Strażacy szkolą się z udzielania pomocy na lodzie. 18 ratowników z województwa lubelskiego ćwiczyło na jeziorze Białka koło Parczewa.

Strażacy ćwiczą wykorzystywanie specjalistycznego sprzętu, jakim dysponują, takiego jak sanie lodowe, kombinezony wypornościowe, koła ratunkowe, deski ratunkowe, czy też zwykłe drewniane strażackie drabiny.

Podstawą jest jednak tzw. samoratowanie- ratownik zanim będzie udzielał pomocy innym, musi się nauczyć sam uratować siebie - mówi starszy kapitan Ariel Wrona, prowadzący szkolenie instruktor.

W kombinezonie strażacy są w stanie długo przebywać w wodzie, natomiast muszą umieć się z niej wydostać o własnych siłach. Na przykład za pomocą kolców lodowych. To coś w rodzaju metalowych szpikulców z rączkami.

To bardzo skuteczne narzędzie - mówi kpt. Wrona. Pozwala na wbicie się w lód i podciągnięcie na rękach. Bez tego ręce nam się ześlizgną. Każdy powinien mieć coś takiego, kto wchodzi na lód. Można kupić takie kolce lodowe za kilkanaście złotych. Są nieocenione - dodaje. Oczywiście jeśli ktoś już wchodzi na lód, dobrze by było, żeby miał specjalistyczny kombinezon albo co najmniej kamizelkę ratunkową.

Każdy ma około 10 szans na wydostanie się z lodowatej wody na lód. Po mniej więcej 10-15 minutach nasze ruchy są upośledzone. Woda odbiera ciepło z ciała około 20 razy szybciej, niż powietrze. Dlatego czasu jest bardzo mało - dodaje starszy kapitan Ariel Wrona.


Od najbliższego poniedziałku na Lubelszczyźnie rozpoczną się ferie zimowe. Prognozy pogody mówią o gwałtownej odwilży i deszczu, więc lód na zbiornikach wodnych będzie szybko topniał. Oby strażacy nie musieli ćwiczonych umiejętności wykorzystywać w praktyce.

 (j.)