Na prawie 100 tys. złotych oszacowano straty po pożarach dwóch prywatnych samochodów, należących do szefa łódzkiej policji i funkcjonariuszki. Sprawę bada prokuratura, bo o podpalenie aut podejrzani są gangsterzy lub pseudokibice.

Zemsta przestępczego światka albo kiboli - takie są najbardziej prawdopodobne wersje przyjęte przez śledczych po podpaleniu dwóch samochodów w Łodzi. Auta należały do komendanta miejskiego policji i funkcjonariuszki z wydziału przestępczości zorganizowanej.

Samochody spłonęły tej samej nocy, ale mimo to policja nie wiąże tych dwóch spraw ze sobą. Najważniejszym zadaniem biegłych jest teraz ustalenie, czy oba samochody zostały polane tą samą łatwopalną substancją. Dopiero gdy ekspertyza to potwierdzi, oba wydarzenia będzie można uznać za powiązane.

Dotąd nie udało się jednak ustalić jakiegokolwiek związku pomiędzy pożarem auta policjantki a sprawami, którymi zajmowała się jako funkcjonariuszka z wydziału przestępczości zorganizowanej.

Dwa identyczne podpalenia tej samej nocy

Spaliły się dwa samochody: Audi A4 (na Retkini) oraz Audi A3 - należące do policjantki, która mieszka na Widzewie. Obydwa samochody płonęły jak pochodnia, włącznie z dachem. Zdaniem biegłych oznacza to, że musiały zostać oblane łatwopalną substancją. Pierwszy samochód - którego właścicielem był komendant miejski policji w Łodzi - spłonął niemal doszczętnie. Drugie auto strażacy zdołali częściowo ocalić.