Górnicy, którzy dziś przez dwie godziny strajkowali - na razie

ostrzegawczo, dostaną dniówkę. Gdyby związkowcy z dwunastu central

protestowali pod ziemią, prawdopodbnie wypłaty by nie było. Strajk

przed zjazdem pod ziemię traktuje się jednak jako opóźnienie w pracy.

Decyzja, czy wypłacić całe wynagrodzenie, należy co prawda do dyrektora

kopalni, ale najczęściej górnicy dostają dniówkę, a kilku-godzinne

spóźnienie tłumaczy się ważnymi zajęciami związkowymi.

Tymczasem jak dowiedział się nasz reporter, górnicy z niektórych kopalń

nie chcą pieniędzy za dwie godziny strajku.

Według związkowców poranny "ostrzegawczy protest" udał się, bo górnicy

dowiedzieli się w trakcie masówek o arogancji rządu, który chce zamknąć

śląskie kopalnie i zwolnić więcej pracowników, niż planowano. Jan

Kisieliński, szef Związku Zawodowego Górników, szacuje, że w strajku

wzięło udział 50 tysięcy pracowników kopalń. Protestu nie poparła

górnicza "Solidarność". Ta daje rządowi czas do połowy września. Chce

rozmawiać o programie przekształcania górnictwa i sposobach uczynienia

go opłacalnym.