W podkrakowskich wioskach bandyci atakują nawet w biały dzień, kiedy całe rodziny są w domu - alarmuje "Dziennik Polski".

Mieszkańcy podkrakowskich gmin nie czują się bezpieczni. Złodzieje i włamywacze przychodzą do nich coraz częściej. W Kamieniu w gm. Czernichów, gdzie w ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do trzech napadów, ludzie boją się nawet przebywać we własnych domach. Napastników nie odstrasza światło na piętrze. Forsują okna piwnicy i plądrują parter. Mieszkańców zastraszają.

Zimą przestępstwa się nasilają, bo włamywaczom łatwiej obserwować domy. Widzą dokładnie, kto, gdzie i kiedy zapala światło. Złodzieje działają, gdy ludzie idą do kościoła, na śluby, a nawet na pogrzeby. W Myślenicach policja korzysta z pomocy proboszczów i prosi, by podczas ogłoszeń parafialnych ostrzegali mieszkańców, aby ci nie zostawiali domów bez opieki oraz doglądali obejść sąsiadów.

Złodzieje okradają też altanki, należące do mieszkańców Krakowa, którzy przyjeżdżają tylko raz lub dwa razy na tydzień. Kradzieże z włamaniami zdarzają się również często w nowo budowanych domach. Giną grzejniki, piece, armatura, drzwi, okna oraz narzędzia firm budowlanych.

Mieszkańcy Kamienia, w którym ostatnio było kilka napadów, nie do końca liczą na policję. Przyznają, że w swojej gminie mają posterunek, ale wyliczają, że np. w weekendy na dojazd policji czekają godzinę. Trudno czekać tylko na policję, dlatego chyba przywrócimy samosąd - mówi jeden z mieszkańców.

Właśnie tam ostatnio, w biały dzień złodzieje, podając się za policjantów, weszli przed południem do domu starszej kobiety. Dusili ją, by powiedziała, gdzie trzyma oszczędności. A potem grozili, że wrócą, jeśli zgłosi napad na policję.

Podczas minionego weekendu tylko w gminie Czernichów było siedem kradzieży i rozbojów. Ich liczba rośnie. W styczniu ub.r. włamań w powiecie krakowskim było 34, w tym roku 47.

Policjanci proszą, by mieszkańcy obserwowali, czy w ich wioskach nie pojawiają się obce samochody, osoby coś notujące lub fotografujące domy, i niezwłocznie zgłaszali im takie przypadki - kończy "Dziennik Polski".