Aż 2 miliardy złotych rocznie tracą przez stanie w codziennych korkach kierowcy i pasażerowie komunikacji miejskiej w Warszawie. Ta gigantyczna suma to wyliczenia ekspertów z Deloitte, którzy przygotowali raport na temat przyczyn i skutków korków w siedmiu największych miastach w Polsce.

Na tle stolicy inne miasta wypadają tylko trochę lepiej. W Warszawie każdy kierowca traci w korkach 4300 złotych rocznie - to więcej niż średnia pensja w stolicy. W Krakowie kierowcy tracą 3300 złotych, w Gdańsku 2300.

Marnujemy też czas - w Krakowie każdego dnia średnio pół godziny, w Warszawie 25 minut. Tyle można by zaoszczędzić dziś, gdyby ruch w polskich miastach był bardziej płynny.

Ale najgorsze eksperci wyczytali w ankietach. Zdaniem mieszkańców korki od lat pojawiają się w tych samych miejscach. To oznacza, że urzędnicy źle planują komunikacyjne inwestycje za grube miliony. Te pieniądze wydawano w dość znaczącej ilości, a poprawy nie widać - podsumowuje ekonomista Rafał Antczak.

Istnieją tanie i proste rozwiązania, które umożliwiłyby "odkorkowanie" miast. Bus pasy powinno się na przykład wytyczać na torowiskach, tak jak w Krakowie, a nie zabierać jezdnie kierowcom, jak robi się to w Warszawie. Można też wyznaczyć na skrzyżowaniach pola, na które pod żadnym pozorem nie można wjechać bez możliwości zjazdu. Za koszt kubła z farbą uniknęlibyśmy w ten sposób blokowania skrzyżowań.

Niestety większość miast wydaje gigantyczne pieniądze na inwestycje, które nie wiadomo do końca, co tak naprawdę dają. Jeżeli w strategii nie jest powiedziane, że dana inwestycja spowoduje, że Kowalska z punktu A do punktu B będzie dojeżdżała krócej o... A to jest bardzo trudno ocenić, czy taka decyzja jest zasadna ekonomicznie czy nie - uważa Antczak.