Przed Ministerstwem Gospodarki doszło do ostrego starcia między protestującymi górnikami a policją. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych i gazu łzawiącego. W wyniku starć rannych zostało kilka osób.

Lekarz dyżurny stołecznego pogotowia potwierdził, że na Rozbrat pojechały cztery karetki. Jeden z rannych funkcjonariuszy ma poszarpaną rękę, drugi - złamaną po uderzeniu kijem, trzeci - poważnie uszkodzoną nogę, którą może stracić. Robotnicy protestują przeciwko decyzji likwidacji czterech śląskich kopalń.

Wcześniej do prawdziwych walk z policją doszło przed resortem gospodarki. Jak mówią nasi reporterzy, przypominało to sceny z ulic Irlandii Północnej. Górnicy zdemontowali barierki, które ochraniały budynek, w ruch poszły kamienie i petardy, zapalone koktajle Mołotowa, farba, płonące szmaty, sporo szyb zostało wybitych. Policja użyła gazów łzawiących i armatek wodnych; górnicy twierdzą jednak, że policja użyła przede wszystkim strzelb gładkolufowych. Kilku policjantów i górników zostało rannych.

Wcześniej robotnicy obrzucili kamieniami i petardami siedzibę SLD przy ulicy Rozbrat. W stronę budynku poleciały styliska kilofów, czerwona farba. Według dziennikarzy, część agresywnie zachowujących się protestujących wydaje się być pod wpływem alkoholu. Wybito szyby, policja w tym czasie zabezpieczała budynek, ale głównie od tyłu. Tu także kilku policjantów zostało poszkodowanych, w tym trzech poważnie. Organizatorzy protestu utrzymują, że nie taki miał być przebieg protestu.

W Katowicach demonstrują żony górników oraz kobiety pracujące w kopalnianej administracji. Towarzyszy im górnicza orkiestra, grająca żałobne marsze. Niosą papierową trumnę. Co pewien czas demonstranci wchodzą na przejście dla pieszych, blokując ruch samochodowy w centrum miasta. Tak, jak demonstrujący w Warszawie górnicy, ich żony chcą gwarancji, że kopalnie nie będą zamykane.

16:05