Sejmowa komisja sprawiedliwości odrzuciła wniosek o odwołanie jej szefa Stanisława Piotrowicz. Taki wniosek złożyła w ubiegłym tygodniu Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. "Mamy wątpliwości co do prawdomówności posła Piotrowicza, jak wynika z doniesień medialnych, a przeczą temu choćby dokumenty z IPN" –argumentowała posłanka.

Sejmowa komisja sprawiedliwości odrzuciła wniosek o odwołanie jej szefa Stanisława Piotrowicz. Taki wniosek złożyła w ubiegłym tygodniu Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. "Mamy wątpliwości co do prawdomówności posła Piotrowicza, jak wynika z doniesień medialnych, a przeczą temu choćby dokumenty z IPN" –argumentowała posłanka.
Posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości /Marcin Obara /PAP

Sejmowa komisja sprawiedliwości odrzuciła wniosek Nowoczesnej o odwołanie przewodniczącego Stanisława Piotrowicza z Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o jego pracę jako prokuratora w czasach PRL.

Burzliwy przebieg posiedzenia komisji

Na początku obrad Robert Kropiwnicki (PO) wniósł o to, by Piotrowicz przedstawił "pełną informację" o swej działalności w prokuraturze w latach 80. Wniosek Kropiwnickiego przepadł w głosowaniu.

Uzasadniając wniosek Nowoczesnej o odwołanie Piotrowicza, Kamila Gasiuk-Pihowicz mówiła, że chodzi o to, by osoba szefująca powinna spełniać "najwyższe standardy". Dodała, że nie chodzi tu o potępienie osób, które były w PZPR czy w prokuratorze w stanie wojennym, ale o to, że "wszystko wskazuje na to, że od roku Piotrowicz wprowadza opinie publiczną w błąd". Dodała, że mówił on, że nigdy nie oskarżał opozycjonistów, a gdy ujawniono dokument IPN - akt oskarżenia  z jego podpisem - przyznał, że parafował akt oskarżenia. Posłanka podkreśliła, że został on też odznaczony w PRL krzyżem zasługi.

Prowadząca obrady wiceszefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) zapowiedziała, że nie będzie pytań posłów po wyjaśnieniach Piotrowicza. Protestowała przeciw temu opozycja, według której najpierw powinny być zadawane pytania Piotrowiczowi.

W końcu przegłosowano wniosek, by zakończyć dyskusję bez wysłuchania jego wyjaśnień i głosować nad odwołaniem Piotrowicza.

2 grudnia przed głosowaniem wniosku opozycji o odrzucenie projektu ws. TK, posłowie pytali Piotrowicza, czy w 1982 lub 1983 r. jako ówczesny prokurator oskarżał działacza "Solidarności" Antoniego Pikula za rozpowszechnianie ulotek.

Piotrowicz mówił, że Pikul był oskarżony przez prokuraturę wojskową. Nigdy nie stałem przed sądem przeciw opozycjonistom - dodał. Podkreślił, że został wtedy zdegradowany z prokuratury wojewódzkiej do prokuratury rejonowej, bo "odmówił śledztw o charakterze politycznym", a w końcu złożył wypowiedzenie z pracy.

Zrozumiały jest atak na mnie jako tego, który stał się twarzą zaprowadzania ładu konstytucyjnego - dodał.

Krzysztof Brejza z PO pokazał w Sejmie fotokopię fragmentu maszynopisu z podpisem. Stanisław Piotrowicz podpisany pod aktem oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji - dodał. Zarzucił Piotrowiczowi kłamstwo, gdy mówił, że "w sprawie Pikula nie ma mojego nazwiska".

Piotrowicz w poniedziałek podkreślał, że przygotowany przez niego protokół z przesłuchania Pikula doprowadził do umorzenia postępowania i do jego wyjścia na wolność. Jak dodał, parafował akt oskarżenia, bo wiedział, że wobec treści protokołu, nie będzie on skuteczny. Dodał, że nigdy nie oskarżał Pikula przed sądem, co zrobiła prokuratura wojskowa.


(j.)