Coraz więcej polskich firm, szpitali, szkół i innych jednostek samorządowych musi płacić wyższe rachunki za prąd. To zamieszanie powstało za sprawą ustawy, która ma zatrzymać podwyżki cen prądu.

Sprzedawcy prądu stopniowo przestają startować w przetargach na dostawy energii - alarmuje Urząd Regulacji Energetyki.

Z końcem zeszłego roku Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło ustawę o zatrzymaniu podwyżek rachunków. Niestety, ustawa jest na tyle nieprecyzyjna, że nikt - ani odbiorcy, ani sprzedawcy - nie są pewni, na jakich dokładnie zasadach ma być dostarczany prąd w Polsce. Złożona wczoraj w Sejmie nowelizacja tej ustawy również nie rozwiązuje problemu.

W efekcie, dla ograniczenia ryzyka, wielkie koncerny energetyczne coraz rzadziej startują w organizowanych przez firmy i instytucje samorządowe przetargach na sprzedaż prądu. Oznacza to, że te firmy i instytucje muszą kupować prąd bez umowy, w ramach tak zwanej sprzedaży rezerwowej, która często jest kilkukrotnie droższa.

Urząd Regulacji Energetyki prosi Ministerstwo Energii i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów o pilną interwencję w tej sprawie.

Od czasu wejścia w życie ustawy z dnia 28 grudnia 2018 roku do Prezesa URE zaczęły docierać niepokojące sygnały od odbiorców końcowych (innych niż gospodarstwa domowe) o poważnych problemach związanych z brakiem ofert sprzedaży energii elektrycznej, a w konsekwencji brakiem możliwości zawarcia umów na sprzedaż tej energii
- przekonuje w komunikacie URE.

W kilkunastoletniej historii funkcjonowania detalicznego rynku energii elektrycznej taką sytuację należy uznać za bezprecedensową - dodaje urząd. Sytuacja szczególnie jest trudna dla odbiorców, którym w sposób naturalny skończyły się/kończą się umowy terminowe zawarte kilka lat wstecz, chcą zmienić sprzedawcę i nie mogą znaleźć nowych ofert na rynku. Jednocześnie dotychczasowi sprzedawcy nie chcą kontynuować z nimi współpracy - czytamy.

Opracowanie: