Na imprezie, po której porwano Krzysztofa Olewnika, była nieznana osoba. Do tej pory nie udało się jej zidentyfikować - zeznał przed komisją śledczą Waldemar Orzechowski. Były policjant również uczestniczył w przyjęciu.

Orzechowski szefował agencji ochroniarskiej, która ochraniała wszystkie obiekty ojca porwanego - Włodzimierza Olewnika. Komisja już kilkakrotnie go wzywała, ale przesłuchała dopiero dziś, bo wcześniej przesyłał zwolnienia lekarskie.

Już kilkanaście razy Orzechowski zeznawał w prokuraturze, ale dopiero odkąd sprawę bada Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku, powiedział o kolejnym, nieustalonym uczestniku imprezy, którego - jak twierdzi - nie znał. Wcześniej, gdy sprawą zajmowały się policja i prokuratury w Sierpcu, Warszawie oraz Olsztynie - jak utrzymuje - nikt go o to nie pytał.

Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło 21 października 2001 r. Po porwaniu sprawcy kilkadziesiąt razy kontaktowali się z rodziną Olewnika, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro, jednak Krzysztof Olewnik nie został uwolniony, a miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je w 2006 r.

Mało wiarygodny świadek?

20 października 2001 r. Orzechowski był jednym z uczestników imprezy w domu Krzysztofa Olewnika, w przeddzień jego porwania. Pozostali to ludzie z policji i branży ochroniarskiej. Według świadków, gospodarzem byli Olewnikowie, ale to jeden z policjantów - Wojciech Kęsicki - zapraszał w rzeczywistości pozostałych.

Jak twierdzi Kęsicki, Orzechowski był jedną z ostatnich osób, która opuściła przyjęcie, na którym zresztą jako jeden z nielicznych nie pił alkoholu. Tak jak pozostali miał też namawiać Włodzimierza Olewnika, by po zakończeniu przyjęcia wrócił z domu Krzysztofa do swojego. Ta kwestia okazała się istotna, bo w jednym z pierwszych telefonów porwany Krzysztof miał mówić do swego ojca, że gdyby został z nim w domu, "byłby tam, gdzie on". Wtedy Orzechowski miał powiedzieć Olewnikowi, że z tych słów wynika, iż ktoś z obecnych na imprezie do końca ma kontakt z bandytami.

Orzechowski zeznał, że słyszał, jak nazajutrz po porwaniu Kęsicki powiedział do obecnych na miejscu, że Krzysztofa - czy też "synusia" - "zawinęli". Skąd Kęsicki mógł wiedzieć, że to było porwanie? - pytał szef komisji Marek Biernacki (PO). Ja nie wiem, ja tylko powtarzam słowa - odparł Orzechowski. Podtrzymał to, co mówił w prokuraturze, że ktoś jeszcze był na imprezie u Olewników i że wcześniej go o to nie pytano.

Ten świadek jest albo mało szczery, albo mało przekonujący - tak w zeznania Orzechowskiego ocenił pełnomocnik rodziny Olewników, mec. Ireneusz Wilk, stały obserwator prac komisji. Zauważył, że Orzechowski na koniec zeznań dopytywał o to, kiedy będzie mógł nanieść na nie poprawki lub sprostowania. Orzechowski tłumaczył to posłom tym, że zeznawał już kilkanaście razy i mogą być tam pewne nieścisłości - a nie chce mieć sprawy o fałszywe zeznania.

To pokazuje, że wcześniej prokuratura chciała to śledztwo szybko zamknąć i mieć z głowy - ocenił wiceszef komisji Andrzej Dera (PiS). Biernacki powiedział PAP, że wszystkie te wątki znajdą się w przygotowywanym na październik raporcie końcowym z prac komisji, który ma opisać problem patologii w działaniach organów ścigania systemowo, zaś odpowiedzialnością karną ma się zająć prokuratura.