Poznański sąd okręgowy uznał, że Adam Z. nie zabił Ewy Tylman i uniewinnił go od zarzutu zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura w mowach końcowych wnosiła o karę 15 lat pozbawienia wolności. Rodzina Ewy Tylman żądała dla oskarżonego dożywocia, zaś obrona – całkowitego uniewinnienia Adama Z.

Sąd uzasadnił swoją decyzję tym, że po pierwsze, podstawą do postawienia zarzutu były wyłącznie zeznania policjantów, którym oskarżony miał się przyznać do zepchnięcia koleżanki ze skarpy i wrzucenia jej do wody. Twierdził później, że do tych zeznań został zmuszony.

Po drugie, po analizie eksperymentu procesowego - w ocenie sądu niewiele ponad 5 minut to zbyt mało, by móc dokonać zabójstwa w taki sposób, jak opisano to w akcie oskarżenia. Prokuratura zapowiedziała apelację.

Jeżeli chodzi o materiał dowody, my go oceniamy zupełnie odmiennie, niż sąd. Nie można uważać, że czuł się coraz gorzej, zachowywał się coraz gorzej, że miał coraz większe luki w pamięci. Wręcz odwrotnie - powiedziała prokurator Magdalena Mazur-Prus.

Ogłoszeniu wyroku przysłuchiwał się też ojciec Ewy Tylman. To jest porażka tego kraju. Nie ma sprawiedliwości w Polsce - powiedział Andrzej Tylman.

Na sali był też oskarżony i jego obrońcy, którzy nie chcieli komentować wyroku. Opuścili budynek sądu bocznym wyjściem, unikając spotkania z dziennikarzami.

Adam Z. nie przyznawał się do zabójstwa

Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 roku. Po raz ostatni jej postać zarejestrowały kamery monitoringu w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. około godziny 3.20 w okolicach ul. Mostowej, przed mostem Rocha. W lipcu 2016 r. z Warty wyłowiono jej ciało.
Proces Adama Z. toczył się przed poznańskim sądem okręgowym od stycznia 2017 roku. Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zarzucane Adamowi Z. przez prokuraturę zabójstwo z zamiarem ewentualnym zagrożone jest karą do 25 lat więzienia lub dożywociem. Podczas rozprawy w lutym 2017 r. sąd uprzedził jednak strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy, za co grozi do 3 lat więzienia. Od tego czasu Adam Z. jest na wolności.

Oskarżony nie przyznał się w trakcie procesu do zarzucanego mu czynu. W trakcie procesu nie podtrzymał też wcześniejszych wyjaśnień przytoczonych przez sąd, w części dotyczącej tego, co się działo po wyjściu z klubu. Twierdzi, że nie pamięta okoliczności, w jakich miała zginąć Ewa Tylman, a do niekorzystnych dla siebie wyjaśnień zmuszali go policjanci. Śledztwo prowadzone w tej sprawie przez Prokuraturę Okręgową w Zielonej Górze było dwukrotnie umarzane.

Oskarżony odmawiał składania zeznań przed sądem

Życie człowieka jest najwyższą wartością i jako takie podlega szczególnej ochronie prawno-karnej. Niestety, jak pokazuje niniejsza sprawa, nie dla każdego stanowi ono taką szczególną wartość - podkreśliła rozpoczynając mowę końcową prokurator Magdalena Jarecka.

Prokurator przypomniała okoliczności zdarzenia; w tym przebieg imprezy firmowej, na której bawili się także Ewa Tylman i Adam Z. jak mówiła, Ewa Tylman była pod silnym wpływem alkoholu, a Adam Z. kilkukrotnie ją przytulał i obejmował.

Prok. Jarecka zaznaczyła także, że na podstawie m.in. wyników sekcji zwłok i opinii biegłych, można przyjąć, że podstawowe funkcje życiowe Ewy Tylman w momencie, kiedy znalazła w się w Warcie, były zachowane.

Prokurator przytoczyła również wyjaśnienia Adama Z. jakie składał on krótko po zdarzeniu. Wówczas Adam Z. mówił, że po tym, jak kobieta znalazła się w rzece. Widział jak Ewa Tylman tonie w rzece Warcie, stał od rzeki 2-3 metry, jednak w żaden sposób nie próbował jej pomóc; nie podał jej ręki, nie próbował jej wyciągnąć, nie wołał o pomoc, nie dzwonił na policję, po pogotowie, chociaż miał telefon. Stwierdził, że bardzo się wystraszył zaistniałej sytuacji, że po raz pierwszy znajdował się w tak ekstremalnej sytuacji, spanikował i uciekł z tego miejsca - wskazała prokurator.

Prok. Jarecka zaznaczyła, że niepamięć, jaką zasłaniał się oskarżony, jest wyłącznie przyjętą przez niego linią obrony. Dodała, że w trakcie przesłuchania Adam Z. potrafił przytoczyć wiele szczegółów tamtego wieczoru, włącznie z tym ile i jakiego alkoholu wypił, w co byli ubrani uczestnicy, a także to, że "w ścianę w jednym lokali rzucił bananem". Nieprawdopodobne wydaje się to, że tej tragicznej nocy oskarżony nie wiedział, jaką ulica się przemieszczał - dodała.

Według zeznań policjantów, Adam Z. miał przyznać się do winy

Prokurator Magdalena Mazur-Prus odniosła się natomiast w mowie końcowej do zeznań policjantów, którzy przesłuchiwali Adama Z., i którym oskarżony miał przyznać się do winy. Adam Z. po prostu powiedział prawdę. Wtedy, ten jeden raz powiedział prawdę. Wszystko, co mówił i robił później, było obliczone na uniknięcie odpowiedzialności karnej - podkreśliła Mazur-Prus.

Dodała, że zarzuty, jakoby policjanci mieli pobić oskarżonego, czy wymusić na nim przyznanie się do winy uważa, za "zupełnie niewiarygodne". Jak wskazała, oskarżony mimo badań przez lekarza sądowego nie miał żadnych obrażeń, a o rzekomym pobiciu miał mówić dopiero na późniejszym etapie śledztwa i - jak podkreśliła prokurator - była to już przyjęta przez niego linia obrony.

Trudno przyjąć, żeby w sprawie tak poważnej, tak medialnej, świadomie funkcjonariusze policji narażali się na zarzut składania fałszywych zeznań przed sądem, w świetle kamer. Tym bardziej, że zeznania o podobnej treści złożyło trzech funkcjonariuszy, a więc należałoby jeszcze przyjąć, że działali w zmowie (...) Wersja wydarzeń oskarżonego została wytworzona na potrzeby śledztwa - dodała. Prokuratura wskazała także, że oskarżony wielokrotnie zmieniał przekazywaną przez siebie wersję wydarzeń.

Prokuratura wniosła o uznanie oskarżonego winnym zabójstwa z zamiarem ewentualnym i wymierzenie Adamowi Z. kary 15 lat pozbawienia wolności, a także zapłaty 100 tys. zł nawiązki na rzecz rodziny Ewy Tylman.

"Nie wyobrażacie sobie, jakie mną targają emocje"

Nie wyobrażacie sobie, jakie mną targają emocje, trudno mi jest mówić - podkreślił podczas ostatniej rozprawy w sądzie ojciec Ewy Tylman, Andrzej. Jak dodał, "reprezentuje tu swoją córkę. Zostało tu tyle powiedzianych wniosków różnych, dowodów. Wnioskujemy z naszą rodziną o najwyższy wymiar kary dla Adama Z., ponieważ to on jest winien śmierci mojego dziecka. Ja mam przed oczami tylko Ewę, nie mam nikogo innego" - zaznaczył.

Pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman, adw. Wojciech Wiza i adw. Mariusz Paplaczyk zaznaczyli w sądzie, że "nie ma żadnego wyroku, który byłby w stanie - obojętnie, jaką sąd przyjmie kwalifikację - ukoić ból, dać satysfakcję najbliższym Ewy Tylman" - podkreślił Wiza.

Dodał, że "jest na tej sali jeden człowiek, który bardzo dobrze wie, co się stało w nocy z 22 na 23 listopada. Ale ten człowiek bardzo chce tego nie pamiętać. I bardzo nie chce tego powiedzieć".

Adw. Mariusz Paplaczyk podkreślił, że "niepamięć oskarżonego, tarcza niepamięci - to brudna i cyniczna gra, w którą chce wciągnąć strony postępowania i do tej gry przekonać też sąd". Paplaczyk zaznaczył, że w tej sprawie największą niewiadomą jest 6 minut - tyle właśnie, jak wskazał - mija od chwili kiedy Ewa Tylman została zarejestrowana po raz ostatni przez monitoring - do czasu, kiedy Adam Z. wracał z okolic Warty już sam.

Paplaczyk podkreślił również, że już kilkanaście minut po zdarzeniu, m.in. w rozmowie ze swoim partnerem i siostrą Adam Z. konstruował swoją linię obrony i próbował sprowadzić sprawę na fałszywe tory.

Czy gdyby Ewa Tylman sama wpadła do rzeki, to czy oskarżony od razu by wymyślał wersje wydarzeń? Podrzucałby na przystanku jej dowód? - pytali w sądzie pełnomocnicy. Dodali, że ich rolą, jako pełnomocników rodziny, nie jest wspieranie aktu oskarżenia, ale dociekanie tego, co się naprawdę wydarzyło. Dodali, że w tej sprawie nadal jest jednak wiele niejasności i wątpliwości.

Obrona wnosiła o uniewinnienie

Obrońca oskarżonego adw. Ireneusz Adamczak podkreślił w mowie końcowej, że "obrona stoi na stanowisku, że oskarżony nie dopuścił się zarzucanego mu czynu".

Gdzie są dowody osobowe i rzeczowe na te twierdzenia opisane w konkluzjach aktu oskarżenia? Gdzie są świadkowie, którzy by to potwierdzili? Gdzie dowody na okoliczność motywów oskarżonego? - spekulacje przecież nie mogę stanowić żadnej podstawy orzeczenia - mówił.

Obrońca zaznaczył, że najistotniejszymi dowodami są: wyjaśnienia oskarżonego - których, jak mówił, oskarżony nie podtrzymał, zapisy eksperymentów procesowych - do udziału w których "był zmuszony przez funkcjonariuszy", oraz zeznania świadków, w tym policjantów - którzy "zastraszali oskarżonego".

Adamczak wskazał, że notatka policji sporządzona po rozmowie z oskarżonym "nie może być wiarygodnym dowodem w sprawie". Podkreślił, że "zmuszanie oskarżonego do składania fałszywych wyjaśnień jest niedopuszczalne". Dodał też, że zeznania funkcjonariuszy były niespójne, a ponadto, w trakcie wykonywania tej czynności, oskarżony nie został poinformowany o przysługujących mu prawach, co uniemożliwiło mu obronę. Obrońca zaznaczył również, że Adam Z. "przesłuchiwany był na różne sposoby. Traktowano go w taki sposób, żeby przyznał się nawet do czegoś, czego nie zrobił".

Adamczak mówił, że świadkowie uprawdopodobnili, że po upadku, wypiciu dużej ilości alkoholu, oskarżony mógł nie pamiętać przebiegu zdarzeń. Dodał, że świadkowie wskazywali również, że Adam Z. "nie mógł zrobić nic złego Ewie Tylman, bo się przyjaźnili". Obrońca zaznaczył, że żadne z dowodów, w tym zeznania kilkudziesięciu świadków, zapisy monitoringu, zapisy rozmów - w żaden sposób nie wskazują na winę oskarżonego. Obrońca wskazał, że brak dowodów zarówno, aby uznać Adama Z. winnym zabójstwa z zamiarem ewentualnym, ale także nie ma dowodów, by uznać, że jest winnym nieudzielenia jej pomocy.

Adamczak wskazał, że nie wiadomo co się wydarzyło, a zatem nie wiadomo kiedy, w jakim momencie i czy w ogóle potrzebowała pomocy. To, co się stało z Ewą Tylman, od momentu, gdy znika z monitoringu, okryte jest tajemnicą. Taką tajemnicą, której mroków - przynajmniej na ten czas - nie da się w żaden sposób rozświetlić - podkreślił Adamczak.

Opracowanie: