Afgański Sojusz Północny żąda wycofania większości żołnierzy brytyjskich, którzy dwa dni temu wylądowali w bazie lotniczej Bagram koło Kabulu. Stu komandosów miało przygotować lotnisko do przyjmowania samolotów z pomocą humanitarną. Jednak jak twierdzą dowódcy mudżahedinów, Brytyjczycy nie uzgadniali z nikim tego kroku.

"Nie pozwolimy żadnemu krajowi na traktowanie Afganistanu jako bazy wojskowej" - powiedział wczoraj minister spraw zagranicznych Sojuszu Północnego Abdullah Abdullah. Około stu Brytyjczyków przybyło w piątek o świcie na lotnisko w Bagram 30 km na północ od Kabulu, aby zabezpieczyć je dla potrzeb organizacji niosących pomoc humanitarną. Abdullah rozmawiał już o żołnierzach z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Jackiem Strawem. Mudżahedini zgadzają się na obecność jedynie 15 żołnierzy brytyjskich. Tymczasem pojawiły się już głosy sprzeciwu ze strony Wielkiej Brytanii. „Nie wycofamy żadnych komandosów z Afganistanu.” - twierdzi wysoki przedstawiciel brytyjskiego ministerstwa obrony. Podkreśla on, że w trakcie tej operacji dowódcy Sojuszu Północnego nie składali żadnych protestów. Nie udało się zlikwidować napięć między obiema stronami. Zaplanowana na dziś wieczór rozmowa telefoniczna szefa dyplomacji sojuszu - Abdullaha Abdullaha z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych - Jackiem Strawem, została przesunięta na inny termin. Obaj politycy mieli omówić skład przyszłego rządu afgańskiego.

O obecności zagranicznych oddziałów wojskowych w Afganistanie wypowiadał się również minister obrony Rosji - Siergiej Iwanow. Wezwał on wspólnotę międzynarodową, by nie wysyłała tam na razie wojsk pokojowych. "Afganistan to nie Kosowo, tam wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane" - powiedział Iwanow. Jego zdaniem Talibowie mogą przejść teraz do taktyki wojny partyzanckiej. Minister podkreślił też, że Rosja nie zamierza wysyłać swoich żołnierzy do Afganistanu.

00:00