System pomiaru zanieczyszczenia powietrza na Dolnym Śląsku jest dziurawy. Urządzeń brakuje w kurortach, uzdrowiskach i centrach miast. Przykładem jest Wrocław, gdzie sprzęt jest umieszczony na obrzeżach miasta – ostrzegają ekolodzy. Grupa sprawdziła stężenie pyłów w centrum dolnośląskiej stolicy. Wyniki były blisko dwukrotnie wyższe od tych z urządzeń Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.

Pyłomierz ekolodzy wypożyczyli z Krakowa. Urządzenie zamontowali w swojej siedzibie przy ulicy Świętego Wincentego. To pierwszy, niezależny monitoring w naszym regionie - tłumaczy Radosław Lesisz z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego.

48 godzinna obserwacja pokazała, że stężenie niebezpiecznych pyłów w powietrzu jest w tym miejscu dwukrotnie wyższe niż stężenia pokazywane przez urządzenia zamontowane na obrzeżach miasta przez WIOŚ - przyznają ekolodzy.

Punktów pomiarowych, szczególnie tych, które przekazują informacje na bieżąco brakuje nie tylko w centrach miast. Ekolodzy zwracają uwagę, że tylko w jednym z jedenastu dolnośląskich uzdrowisk wyniki badań podawane są na bieżąco na stronach internetowych. Informacji brakuje także w górskich kurortach. Grupa sprawdziła jakoś powietrza w Karpaczu. Pogoda była dobra. W centrum miasteczka nie było źle. Gorzej sytuacja wyglądała w dzielnicach gdzie są pensjonaty, gdzie mieszkają ludzie - przyznaje Lesisz.

Dolnośląski Alarm Smogowy zamierza z mobilnym pyłomierzem pojawiać się w kolejnych miastach. Grupa nie chce straszyć i tylko mówić o problemie. Będzie również podpowiadać, jak samorządowcy mogą sobie z problemem smogu poradzić.

Dodatkowych punktów pomiaru na Dolnym Śląsku nie będzie, choć system Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska jest właśnie modernizowany. Stare urządzenia wymieniane są na nowe. Zmieni się jednak sposób prezentacji danych. Do punktów automatycznych, które przekazują wyniki na stronę internetową na bieżąco będą dopisywane analizy z urządzeń manualnych.

(j.)