Utraciliśmy zaufanie do prokuratury; ws. śmierci D. Kosteckiego nie zrobiono rzeczy podstawowych, nie sprawdzono alternatywnych wersji - ocenili pełnomocnicy bliskich Kosteckiego, adw. Jacek Dubois i Roman Giertych. Ich zdaniem Kosteckiego mógł obezwładnić "paralizator domowej roboty".

W czwartek pełnomocnicy rodziny Kosteckiego podczas konferencji prasowej zaapelowali m.in. o powołanie zespołu biegłych z zakresu kryminalistyki i lekarzy "celem wyjaśnienia mechanizmu śmierci Kosteckiego, oraz zbadania alternatywnej wersji jego śmierci pod kątem medycznym i mechanicznym". Potrzebny jest tutaj ewidentnie eksperyment procesowy w celi i przeprowadzenie tego w sposób porządny - powiedział mec. Giertych.

Prokuratura przed tygodniem podawała w informacji przekazanej mediom, że obrażenia ujawnione w trakcie sekcji zwłok Kosteckiego, co do których wątpliwości zgłaszali pełnomocnicy jego rodziny, nie świadczą o zabójstwie. Wówczas informowano też, że dowody nie potwierdzają użycia paralizatora.

Do śmierci Dawida Kosteckiego doszło 2 sierpnia nad ranem w celi Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka. Były pięściarz miał się powiesić w łóżku na pętli z prześcieradła przykryty kocem - co zdaniem Służby Więziennej uniemożliwiło natychmiastową reakcję współosadzonych. Jak informowała Służba Więzienna, funkcjonariusze reanimowali mężczyznę do przyjazdu pogotowia ratunkowego. Ekipie pogotowia nie udało się go uratować. Zlecona przez prokuraturę sekcja zwłok Kosteckiego wykluczyła udział osób trzecich, potwierdzając, że bokser popełnił samobójstwo.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. W samobójstwo nie wierzy rodzina Kosteckiego, którą reprezentują mecenasi Giertych i Dubois. Przekonywali oni wielokrotnie, że przeprowadzona sekcja zwłok jest niewystarczająca i apelowali o przeprowadzenie jej po raz drugi. Ich zdaniem ślady na ciele boksera wskazywały na udział osób trzecich w jego śmierci.

Dwa maleńkie nakłucia na szyi

W środę "Rzeczpospolita" napisała, iż z nagrań monitoringu wynika, że strażnik siedem razy zaglądał do celi Kosteckiego przez wizjer, aż do godz. 4.28; nikt nie wchodził do środka. On (strażnik) ani nikt inny nie otwierał do niej drzwi - to ustalenia odczytanego monitoringu, który objął korytarz i wejście do celi - napisała gazeta. Zapis "wyostrzył" ekspert zaangażowany w ramach postępowania wyjaśniającego, które prowadzi Służba Więzienna - dodała.

"Gazeta Wyborcza" pisała zaś w połowie sierpnia, że prokurator, który pierwszy oglądał ciało Kosteckiego, odkrył dwa maleńkie - jak po igle - nakłucia na szyi. Podejrzewał, że Kostecki mógł zostać najpierw odurzony, a potem uduszony, tak, by wyglądało to na samobójstwo.

Mamy do czynienia ze śladem, który najprawdopodobniej pochodzi od paralizatora domowej roboty, który można zrobić także w warunkach więziennych, jeśli się posiada kilka przedmiotów potrzebnych do takiego urządzenia. (...) Tego typu urządzeniem obezwładniono Kosteckiego - mówił mec. Giertych. Podczas czwartkowej konferencji wyświetlono filmy z internetu przedstawiające sposób skonstruowania takiego paralizatora.

Jak mówił "prokuratura nie wyjaśniła, od czego pochodzą ślady, które do złudzenia przypominają dotknięcie dwóch drucików od paralizatora". Biegli przesłuchiwani na tę okoliczność, wczoraj i przedwczoraj, uznali za możliwą taką wersję wydarzenia, iż mogło dojść do śmierci w mechanizmie obezwładnienia przez paralizator i powieszenia dokonanego przez osoby trzecie - ocenił.

Mec. Giertych dodał ponadto, że "wiemy, że przedstawiciele ministra sprawiedliwości byli w zakładzie karnym przed prokuratorem i lekarzem". Chcemy znać nazwiska tych osób, kto ich wysłał, komu i jaki raport złożyli, po co w ogóle tam byli - zaznaczył.

Tą sprawą nie powinny się zajmować osoby z dwuletnim stażem, ale prokuratorzy, którzy zęby zjedli na pracy w wydziałach zajmujących się takimi sprawami i musi to być jednostka prokuratury, która nie jest zainteresowana w ukrywaniu swoich błędów, tylko taka, która jest zainteresowana w dotarciu do prawdy. Dlatego będziemy apelować, aby ta sprawa trafiła do innej prokuratury - powiedział z kolei mec. Dubois.

Jak powiedział "uważamy, że prokuratura straciła wiarygodność, nie chce dotrzeć do prawdy i broni swojej własnej sprawy".

Przed tygodniem praska prokuratura przekazywała na temat oględzin zwłok, że "niewielkie, pojedyncze podbiegnięcia krwawe tkanek miękkich końcowej części ramienia lewego (mięsień) i środkowej części przedramienia prawego (tkanka podskórna) znajdowały się z początkowej fazie wchłaniania, co oznacza, że powstały znacznie wcześniej niż nastąpił zgon" - poinformował.

Pozostałe niewielkie ślady stanowiły otarcia naskórka lub - jak to miało miejsce w przypadku śladów na szyi - "dwa punktowe brunatnawe suchawe strupki oddalone od siebie o 0,5 cm". Z innych przeprowadzonych w śledztwie dowodów wynika, że biegli dokonali preparowania tkanki znajdującej się pod wskazanymi śladami na szyi i nie stwierdzili podbiegnięć krwawych, co miałyby miejsce w przypadku wkłucia - podkreślali śledczy.

Zdaniem śledczych z przeprowadzonych dowodów nie wynikało także, aby "obrażenia te były wynikiem działania paralizatora, które wyglądają inaczej, mają inny rozstaw i zwykle dają zaczerwienienie i bardzo minimalny ubytek".
W środę prokuratura podała, że badania toksykologiczne wykluczyły obecność narkotyków i alkoholu we krwi i moczu Kosteckiego.