Prokuratura w Elblągu zajmie się sprawą śmierci 57-latka, który zmarł kilka metrów przed szpitalem. Mężczyzna zasłabł w autobusie PKS. Kierowca zawiózł go do szpitala – tam jednak nikt nie pomógł w reanimacji.

Policja i świadkowie mówią o typowym zlekceważeniu pacjenta. Kierowca autobusu natychmiast podjechał pod szpital i poinformował personel, że pod budynkiem umiera człowiek. Jego alarmem nikt się jednak nie przejął. Kierowca przez kilkanaście minut sam próbował reanimować mężczyznę, niestety bezskutecznie.

Dyrektor szpitala mówi, że jest świadomy zaniedbań swojego personelu i wyciągnie konsekwencje służbowe. Policja zapowiada konkretne zarzuty.

Zastanawiająca jest także postawa pogotowia. Karetka przyjechała do umierającego mężczyzny dopiero po 20 minutach – a do pokonania miała zaledwie 250 metrów.