Słowaccy ratownicy rozstawili kilka tablic informacyjnych z numerami telefonów alarmowych wzdłuż polskiej granicy na Babiej Górze. Okazało się bowiem, że polscy turyści, którzy stanowią w tym rejonie zdecydowaną większość, nie wiedzą jak wezwać pomocy.

Akcję rozpoczęto po tym, jak w styczniu z Babiej Góry trzeba było sprowadzać prawie trzydziestu polskich turystów, których zaskoczyło gwałtowne załamanie pogody. Mieli oni poważny problem z wezwaniem pomocy, bo na Babiej Górze często nie można znaleźć zasięgu polskiego operatora sieci komórkowej. Znacznie łatwiej dodzwonić się na słowacką stronę, ale Polacy nie znają numeru Horskiej Zachrannej Sluzby i nie potrafią się porozumieć i wezwać pomocy.

Z myślą o nich słowaccy ratownicy przygotowali specjalne tablice, które przypominają numer alarmowy HZS "18 300". Rozstawili je wzdłuż polskiej granicy na wszystkich drogowskazach. Teraz w razie niebezpieczeństwa polscy turyści, gdyby nie mogli dodzwonić się do GOPR-u, mogą wykręcić słowacki numer alarmowy, a po drugiej stronie odezwie się kompetentny ratownik, który z pewnością udzieli im pomocy. Nawet jeśli będą znajdować się nadal na terenie Polski, Słowacy mogą połączyć bezpośrednio z GOPR-em, albo powiadomić nasze służby, że ktoś w rejonie Babiej Góry potrzebuje ratunku.

Styczniowa akcja ratowników GOPR na Babiej Górze

W niedzielę 22 stycznia ratownicy GOPR w rejonie Babiej Góry sprowadzali z gór siedmiu turystów, którzy postanowili biwakować na beskidzkim szczycie. Ratownicy ruszyli im na ratunek drugi raz z rzędu. Dzień wcześniej, w sobotę, grupa ta odmówiła powrotu do schroniska. W niedzielę znów potrzebowali pomocy. Dotarcie do nieodpowiedzialnych turystów zajęło ratownikom ponad 2 godziny. Akcję utrudniała pogoda, w dodatku wszystkie ślady po pierwszej akcji były już zasypane. Sześć osób o własnych siłach wracało za ratownikami, którzy torowali drogę. Jedną osobę, kobietę, trzeba było nieść na noszach.