Warszawska prokuratura umorzyła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez policjantów, którzy w listopadzie ubiegłego roku zatrzymali dziennikarzy PAP i TV Republika w Państwowej Komisji Wyborczej. Według prokuratury funkcjonariusze mieli prawo zatrzymać dziennikarzy i nie przekroczyli swoich uprawnień.

Warszawska prokuratura umorzyła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez policjantów, którzy w listopadzie ubiegłego roku zatrzymali dziennikarzy PAP i TV Republika w Państwowej Komisji Wyborczej. Według prokuratury funkcjonariusze mieli prawo zatrzymać dziennikarzy i nie przekroczyli swoich uprawnień.
Jeden z zatrzymanych dziennikarzy, Tomasz Gzell / Jakub Kamiński /PAP

Śledztwo zostało umorzone ponad miesiąc temu, jednak dopiero teraz o tym poinformowano. Postanowienie prokuratury nie jest prawomocne. Pełnomocnik jednego z pokrzywdzonych powiedział, że rozważy zaskarżenie tej decyzji.

Prokurator ustalił, że funkcjonariusze policji mieli podstawy do zatrzymania Pawlickiego i Gzella, biorąc pod uwagę okoliczności, w których podejmowali swą decyzję. Jak tłumaczy Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dziennikarze nie opuścili pomieszczenia, dlatego funkcjonariusze ocenili, iż zachodzi uzasadniane podejrzenie popełnia przestępstwa "naruszenia miru domowego".

Zatrzymanie pokrzywdzonych było więc efektem dokonanej oceny zaistniałej sytuacji. Funkcjonariusze byli przekonani, iż decyzja ta jest słuszna i zgodna z prawem. Wobec powyższego prokurator ustali, iż zachowanie funkcjonariuszy nie stanowiło umyślnego przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Nie wyczerpało więc znamion czynu zabronionego - uznała prokuratura.

Fotoreporter PAP Tomasz Gzell i dziennikarz TV Republika Jan Pawlicki zostali zatrzymani przez policję w nocy z 20 na 21 listopada zeszłego roku. Relacjonowali zajścia w PKW, do siedziby której wdarła się grupa osób, domagając się m.in. powtórzenia wyborów samorządowych.

Policja postawiła im zarzut "naruszenia miru domowego" przebywaniem w siedzibie PKW. Dziennikarze spędzili w izbie zatrzymań 21 godzin. Dopiero sąd zwolnił ich z zatrzymania.

Ostatecznie warszawski rejonowy sąd uniewinnił obu dziennikarzy. Uznał, że nie dopuścili się przestępstwa. Wyrok podtrzymał Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego apelację składała prokuratura. Sąd podkreślił, że misją dziennikarzy jest relacjonowanie konfliktowych sytuacji.

W osobnym trybie Gzell i Pawlicki zaskarżyli do sądu decyzje policji o ich zatrzymaniu. W obu wypadkach sąd stwierdził, że zatrzymania te były bezzasadne. Sąd przyznawał, że gdy funkcjonariusz policji wydaje polecenie, należy dać mu posłuch, ale zarazem stwierdził, że nie istniało podejrzenie, by Gzell popełnił przestępstwo naruszenia miru domowego w PKW. Uznając zatrzymanie Pawlickiego za bezzasadne sędzia Wojciech Łączewski zaznaczył, że "procesy intelektualne u tych, którzy podejmowali decyzję o zatrzymaniu, nie nadążały za sytuacją, która wcale nie była tak dynamiczna".

(mpw)