Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie drugiego już wypadku z udziałem dorożki na Rynku Głównym w Krakowie. Wczoraj koń mocno poturbował dwie nastolatki. Śledczy badają czy woźnica zachował zasady bezpieczeństwa ruchu drogowego - którym jako dorożkarz podlega.

Pierwszy biegły zakończył pracę i wiadomo już, że stan techniczny na pewno nie był przyczyną wypadku. Pojazd był sprawny, działały oba systemy hamulcowe. Ustalono też, że dorożkarz był trzeźwy.

Prokuratorzy po zeznaniach świadków o dziwnym zachowaniu koni powołali kolejnego biegłego. To weterynarz, który ma sprawdzić czy zwierzęta były zdrowe i czy mogły być wykorzystywane w tym dniu do zaprzęgu. Biegły orzeknie również, czy konie były właściwie przeszkolone i wytresowane, by mogły jeździć w takim tłumie ludzi jaki na co dzień od wielu dni jest na Rynku Głównym w Krakowie.

Nie przesłuchano jeszcze poszkodowanych dziewczynek, które co najmniej kilka dnia muszą pozostać w szpitalu, pozostali świadkowie wciąż składają zeznania.

Aby zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości urzędnicy zapowiedzieli kontrole koni i woźniców. To chyba jednak nie wystarczy: przede wszystkim należałoby radykalnie ograniczyć liczbę dorożek i meleksów poruszających się po Rynku Głównym. Obecnie spacerując wokół Sukiennic zazwyczaj ma się wrażenie, ze za nami ktoś jedzie. I rzeczywiście - odwracając się mamy za sobą albo konie, albo meleksa. Zastanawiamy się, czy nie ograniczyć ruchu dorożek tylko do pewnych godzin (...) Dla nas bardzo ważne będzie to, co zasugeruje policja - powiedział reporterowi RMF FM Maciejowi Grzybowi Filip Szatanik z krakowskiego magistratu:

Tak duży ruch to olbrzymie zagrożenie - potwierdza natomiast Witold Norek z krakowskiej policji:

Decyzja o dalszych losach krakowskich dorożek ma zapaść w przyszłym tygodniu.