Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie kradzieży ludzkich szczątków z cmentarza w Lęborku na Pomorzu. W Poniedziałek Wielkanocny mówiła o tym cała Polska, sprawców jednak nie udało się złapać. Zamknięto także dwie podobne sprawy w Gdyni.
Do dziś nie wiadomo, czy trzy bulwersujące sprawy coś łączyło. Policji nie udało się tego potwierdzić, ale też nigdy tego nie wykluczała.
W Lęborku - choć przesłuchano ponad 30 świadków - nie trafiono na trop sprawców. Prokuratura odrzuciła jeden z początkowo branych pod uwagę wątków, by kradzieży mieli dopuścić się studenci medycyny. Nie wykluczyła natomiast innych - w tym satanistycznego, związanego z czarnymi mszami.
Podobne scenariusze brano pod uwagę w Gdyni - policja przesłuchiwała między innymi duchownych znających tematykę sekt i okultyzmu. Formalnie dochodzenie zamknięto, choć wciąż działa tam specjalna policyjna grupa powołana do rozwiązania tych spraw.
We wszystkich trzech przypadkach bezczeszczone były zwłoki co najmniej kilkuletnie. Dwóch kradzieży ludzkich szczątków z cmentarza w Gdyni dokonano wcześniej, w odstępie kilku miesięcy. Najgłośniejsza była jednak sprawa z Lęborka. Tam, w Wielkanocny Poniedziałek ludzie idący na poranną mszę do przycmentarnego kościoła, zobaczyli zdewastowany, otwarty grób. Część wyniesionych z grobu szczątków znaleziono na terenie cmentarza. Resztę - kilka godzin później - w pobliskim lesie.
Ci nieboszczycy żadnego złota tam nie mieli, ani walizki z pieniędzmi. W czym przyczyna, że grób został zdemolowany i zwłoki zostały wyjęte z trumny i skradzione? Chciałbym kiedyś usłyszeć od sprawców słowo "przepraszam" - mówił RMF FM w kwietniu pan Józef, bliski krewny osób pochowanych w zdewastowanym grobie.
(mn)