Ma 23 lata, pochodzi z Grudziądza i twierdzi, że jest radiologiem. Próbuje się zatrudnić w szpitalach w Poznaniu i Warszawie. Posługuje się dyplomem uczelni medycznej w Marsylii. Jego wiedza i umiejętności zaczynają jednak budzić wątpliwości współpracujących z nim lekarzy. Sprawa trafia do prokuratury. Przedstawiamy historię dziennikarskiego śledztwa RMF FM.

Wiosna 2019 roku. 23-letni Radosław L. zgłosił się do poznańskiego szpitala im. Franciszka Raszei. Wykorzystał moment, w którym dyrekcja potrzebowała rąk do pracy w zakładzie radiologii. Poprzednia ekipa odeszła. Wprawdzie szpital krótko potem zatrudnił nowych pracowników, ale radiologów wciąż brakowało.

23-latek twierdził, że skończył medycynę, ale czeka na nadanie mu polskiego prawa do wykonywania zawodu. Posługiwał się dyplomem uczelni medycznej w Marsylii.

Po rozmowie kwalifikacyjnej dyrekcja nie zweryfikowała jednak prawdziwości przedstawionych przez niego dokumentów. Mężczyzna został przyjęty na staż, ale pod jednym warunkiem -  przez kilka tygodni miał przyglądać się pracy lekarzy, w dodatku żadnych czynności medycznych przy pacjentach nie mógł wykonywać sam. Badania i opisy zdjęć oraz obrazu USG miały zawsze odbywać się pod nadzorem starszego personelu.

Zjawił się taki młody człowiek, wyglądający praktycznie na 18 lat i powiedział, że jest gotowym radiologiem, że całe życie pracował i uczył się we Francji, ma specjalizację, ale jeszcze Izba Lekarska mu tego nie wydała, że wszystko jest w tłumaczeniu - tłumaczy dyrektor szpitala im. Franciszka Raszei w Poznaniu Elżbieta Wrzesińska-Żak. Jak dodaje, zaproponowała mężczyźnie wolontariat.

Powiedziałam mu jednak, że do pracy przyjmę go dopiero, kiedy przedstawi mi wszystkie dokumenty, ale może w ramach wolontariatu iść do lekarzy, przyglądać się ich pracy - opowiada.

"Nigdy wcześniej nie trzymał w ręku sondy do badania USG"

Wkrótce okazało się, że wiedza i umiejętności 23-latka budzą spore wątpliwości u współpracujących z nim lekarzy. W bardzo krótkim czasie lekarze powiedzieli mi, że on nie ma zielonego pojęcia, że nie umie nawet zrobić USG - opowiada w rozmowie z naszym dziennikarzem dyrektor szpitala im. Franciszka Raszei.

Radosław L. podczas swoich dyżurów zetknął się w sumie z kilkoma lekarzami. Części z nich opowiadał o swojej rzekomej edukacji we Francji, twierdząc, że w tamtejszym systemie oświatowym można zdać maturę w wieku 12 lat i znacznie szybciej zacząć studia.

Mężczyzna miał też twierdzić, że w wieku kilku lat wyemigrował nad Sekwanę wraz z rodziną, a swój rzekomy powrót do kraju argumentował sprawami prywatnymi.

Medycy, którzy współpracowali z 23-latkiem, zwrócili też uwagę na zaskakująco dobrą znajomość języka polskiego, bez akcentu. Kiedy jednak w rozmowach podczas badań poruszano tematykę medyczną - mężczyzna zaczynał się gubić.

Brakowało mu słów z terminologii medycznej, widać było też, że nigdy wcześniej nie trzymał w ręku sondy do badania USG. Miał też braki podstawowej wiedzy z anatomii. Szukał wątroby nie w tym miejscu, w którym ona się znajduje - mówi nam jeden z lekarzy, który zetknął się z 23-latkiem.

Radosław L. tłumaczył, że we Francji wykonywał znacznie więcej badań diagnostycznych za pomocą tomografu komputerowego i rezonansu magnetycznego. Twierdził, że tam gdzie studiował wykorzystywano właśnie te metody, a zdecydowanie rzadziej USG czy RTG.

Kiedy obawy lekarzy stawały się coraz poważniejsze, zadawali mu podstawowe pytania dotyczące trwających badań. On był w takich sytuacjach bardzo przebiegły. Nie wiedział, jaka jest odpowiedź na moje pytanie, ale próbował ją wyłapać właśnie z treści pytania i kombinował - opowiada nam jeden z poznańskich radiologów, którzy próbowali wdrażać 23-latka w pracę na oddziale.

Był przy tym elokwentny i sprawiał wrażenie jakby wierzył we wszystko to, co mówi. Zdjęć jednak nie potrafił opisywać. Mówił, że jest "bez zmian" w momencie, kiedy u tego pacjenta akurat było widać poważne patologie. Nie potrafił też na zdjęciu wskazać poszczególnych organów  - dodaje.

Szpital zgłasza wątpliwości Wielkopolskiej Izby Lekarskiej

Lekarze najpierw rozmawiali o Radosławie L. między sobą. Kiedy okazało się, że podobne sytuacje się powtarzają, ze swoimi wątpliwościami zgłosili się do dyrekcji.

Wtedy podziękowano mu za staż. Dyrektor szpitala wezwała Radosława L. na rozmowę. Podziękowałam mu, mówię póki nie ma papieru, to nie mamy o czym rozmawiać. Po tym on bez słowa wstał i wyszedł, więcej się u nas nie zjawił - dodaje Elżbieta Wrzesińska-Żak.

Władze szpitala zgłosiły swoje wątpliwości do Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. Wówczas usłyszały, że dokumenty od Radosława L. w ogóle do Izby nie dotarły. 

Jak zapewnia dyrektor szpitala im. Franciszka Raszei - sprawę do WIL przekazała telefonicznie. Izba zaprzecza tymczasem, że sygnały dotarły do niej ze szpitala. Stwierdza, że o sprawie dowiedziała się z firmy pośredniczącej w zatrudnianiu lekarzy.

W odpowiedzi na pytania skierowane do WIL czytamy: Po otrzymaniu sygnału od firmy pośredniczącej w poszukiwaniu pracy przez osoby wykonujące zawody medyczne, w maju br. złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury Poznań Stare Miasto. Na początku lipca br. zwróciliśmy się do francuskiej izby lekarskiej z prośbą o weryfikację dokumentów i otrzymaliśmy odpowiedź, że dokumenty są sfałszowane.

Krótko po tym zdarzeniu Radosław L. próbuje znaleźć pracę w innej poznańskiej placówce. Zgłasza się do dziecięcego szpitala klinicznego im. Karola Jonschera przy ul. Szpitalnej - chce robić badania i opisywać ich wyniki u najmłodszych pacjentów. Trafił do dr hab. n. med. Katarzyny Jończyk-Potocznej. Kierująca zakładem odesłała go jednak z kwitkiem. Pani docent nie zgodziła się na rozmowę z nami.

Takie badania, przy najmłodszych pacjentach wykonują najlepszej klasy specjaliści, z wieloletnim stażem. W tym wypadku, z doświadczeniem, o którym mówił - na szczęście nie było szans na jego zatrudnienie w jakiejkolwiek formie - mówi nam lekarz, który zetknął się z 23-latkiem. Przychodził do pracowni, miał brodę, trudno było określić ile ma lat, przyglądał się naszej pracy po prostu - dodaje.

Z Poznania do Warszawy. 23-latek próbuje sił w stolicy

Mężczyzna, według ustaleń reportera RMF FM, pojawiał się też na oddziale radiologii dziecięcej w największym szpitalu pediatrycznym w Warszawie. Na przełomie września i października został tam wolontariuszem.

Dyrektor Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie Robert Krawczyk zapewnia, że 23-latek nie miał bezpośredniego kontaktu z pacjentami. Na szczęście nic złego, czy szkodliwego by nie zrobił. Nie ma obawy. Nie mógł udzielać żadnych świadczeń medycznych, to jest przez nas bardzo mocno pilnowane, szczególnie w szpitalu dziecięcym - powiedział.

Dyrekcja chciała rozwiązać umowę o wolontariacie, ale 23-latek przestał pojawiać się w szpitalu. Rozmowy z mężczyzną zerwała też prywatna klinika na warszawskim Wilanowie. Obie placówki o podejrzeniach sfałszowania dokumentów dowiedziały się od reportera RMF FM.

"To jest fałsz, pan kłamie"

23-latek z Grudziądza nie chciał się spotkać z reporterem RMF FM i porozmawiać na temat francuskiego dyplomu. W rozmowie telefonicznej na pytanie o to, czy dokumenty zostały sfałszowane odpowiedział: To jest fałsz, pan kłamie.

Sprawa 23-letniego radiologa w prokuraturze

Po pierwszych niepowodzeniach Radosław L. próbował uwierzytelnić swoje rzekome wykształcenie. Na początku maja zgłosił się do Okręgowej Izby Lekarskiej w Poznaniu, twierdząc, że skończył studia lekarskie w Marsylii, ma francuskie uprawnienia do wykonywania zawodu i chciałby uzyskać pozwolenie dla zagranicznego lekarza do wykonywania zawodu na terenie Polski.

Bardzo młody wiek zwrócił uwagę lekarzy z Poznania. Zwróciliśmy się do naszego odpowiednika, czyli izby lekarskiej francuskiej. Stamtąd dostaliśmy odpowiedź negatywną, to znaczy, że dokumenty, które zostały przedstawione, są sfałszowane i takiego lekarza tam nie było  - mówi prezes Artur de Rossier. Wielkopolska Izba złożyła 20 maja doniesienie do prokuratury Poznań-Stare Miasto.

Warszawska prokuratura, do której trafiło doniesienie lokalnej Izby Lekarskiej, twierdzi, że czeka na ustalenia śledczych z Poznania, którzy rozpoczęli swoje dochodzenie pod koniec maja.

Postępowanie to jest obecnie w toku, nikomu nie zostały przedstawione zarzuty. W tej sprawie wykonywane są przez Komisariat policji Poznań-Stare Miasto czynności zlecone przez prokuratora nadzorującego - napisał w odpowiedzi na nasze pytania rzecznik prokuratury okręgowej w Poznaniu prok. Michał Smętkowski.

Dodajmy, że w międzyczasie mężczyzna zdał egzamin ze znajomości polskiej terminologii lekarskiej przed Naczelną Izbą Lekarską. Nie weryfikujemy dyplomów to zadanie Izb Okręgowych - usłyszeliśmy od rzecznika NIL.