10-letni chłopiec zginął, a 8-letnia dziewczynka walczy o życie w szpitalu, po tym jak dzieci wjechały na sankach wprost pod jadący autobus. Do wypadku doszło w Sączowie koło Będzina w Śląskiem, kiedy ojciec dzieci zorganizował im kulig. Przypiął sanki do samochodu terenowego i ruszył w trasę. Gdy zjechał na jedną z ulic i skręcił, sanki wjechały wprost pod jadący z naprzeciwka autobus.

Dzieci przez kilkadziesiąt minut były zakleszczone pod pojazdem. Strażacy, którzy przyjechali na miejsce z pobliskiej budowy ściągnęli dźwig, którym podniesiono autobus. Wtedy udało się uwolnić dzieci. Niestety wtedy dziesięciolatek już nie żył.

Dziewczynka jest w bardzo poważnym stanie. Lekarze cały czas walczą o jej życie. Gdy wyciągnięto ją spod autobusu była nieprzytomna. Konieczna była reanimacja. Potem przewieziono ją do szpitala w Katowicach. Najpierw trafiła na chirurgię, ale niemal natychmiast przeniesiono ją na intensywną terapię. Tam trwa teraz skomplikowana operacja.

Ojciec obojga dzieci jest przesłuchiwany w będzińskiej komendzie. Jak powiedział rzecznik tamtejszej policji, chwilę po wypadku mężczyzna był w szoku. Nie dało się z nim rozmawiać. 35-latek był trzeźwy. Na razie nie wiadomo, czy i jakie zarzuty usłyszy. Policja dotarła już do świadków tego wypadku. Oni oraz kierowca autobusu wkrótce również zostaną przesłuchani.