Mężczyzna, który zginął w pożarze w Dąbrowie Górniczej handlował materiałami pirotechnicznymi. Swoją ofertę umieszczał w Internecie, ustalił RMF FM. Pożar - jak informuje policja - poprzedziła eksplozja. Ewakuowano 700 osób, część mieszkańców bloku noc spędziła poza domami, niektórzy wciąż nie mają dokąd wrócić.

To, że mężczyzna handluje w sieci materiałami wybuchowymi, odkryli internauci z Dąbrowy Górniczej. Jeden z nich, jak się okazało, był sąsiadem "podpalacza"; mieszka w tym samym bloku na parterze.

Po wybuchu zaczęła się wymiana informacji i chłopak znalazł na internetowej aukcji ofertę swojego sąsiada. Mężczyzna zachęcał do kupna materiałów wybuchowych w nietypowy sposób; zamieszczał filmy nagranymi eksplozjami. Na tej stronie miał różne filmy. Pokazywał na nich, jaki miał wybór materiałów wybuchowych. On to po prostu podpalał, kręcił i wrzucał do sieci - relacjonuje Internauta.

Wszystkie te informacje dotarły już do policji i częściowo zostały potwierdzone przez innych mieszkańców bloku, którzy twierdzą, że na balkonie tego mieszkania, niejednokrotnie w środku nocy, słychać było wybuchające petardy.

Rodziny z około 30 mieszkań po południu na chwilę wróciły do domów. Miały sprawdzić ich stan i ocenić ewentualne straty i potrzeby. W pobliskiej szkole spotkał się z nimi prezydent miasta, żeby ustalić, kto w najbliższych dniach będzie potrzebował mieszkania zastępczego. Niewykluczone, że będą też potrzebne zasiłki. Od wczoraj w klatce schodowej tego bloku odcięty jest gaz i prąd, dlatego mieszkańcy chodzą na posiłki do stołówki w szpitalu nieopodal. Posłuchaj materiału reportera RMF FM Marcina Buczka:

Strażacy gasili pożar zarówno z drabin, jak i od strony klatki schodowej. W czasie akcji gaśniczej dochodziło do niekontrolowanych wybuchów. Z tego powodu strażacy musieli zrezygnować z gaszenia ognia wodą i użyć piany.