70 procent szkolnych sklepików w łódzkich szkołach sprzedaje śmieciowe jedzenie. Dla porównania: jeszcze w ubiegłym roku punkty ze zdrowym jedzeniem były w co drugiej szkole podstawowej. W gimnazjach jest jeszcze gorzej, bo zaledwie jedna szkoła na 10 ma na półkach zdrowe produkty. Natomiast jedna czwarta szkół ma automaty z napojami i przekąskami.

To ostatnie rozwiązanie nie ułatwia pracy rodzicom, którzy chcą dzieci uczyć zdrowych nawyków. W takim automacie szkolnym dzieci mają niegazowane, ale słodzone napoje, wafelki, batoniki, słone paluszki, słodkie kanapki, ciasteczka przekładane kremem - wylicza pani Monika, która jest mamą Olafa, ucznia Szkoły Podstawowej numer 91 w Łodzi. Na szczęście w tym automacie nie ma chipsów, bo przez taką przekąskę chyba byśmy poszli z torbami. Gdy nie było automatu w szkole, moje dziecko spokojnie mogło wyżywić się na dużej przerwie kanapkami z domu i napić się wody. Wszystko smakowało synowi. Od czasu postawienia automatu, trudno było mi odmówić synowi 2 złotych na "soczek". Wiem też, że pieniądze wydawał nie tylko na napoje, ale też na wafelki i paluszki. Takie niezdrowe produkty kosztowały nas miesięcznie około 30 złotych - dodaje.

Łódź, która jako jedno z pierwszych polskich miast, podjęła walkę ze "śmieciowym" jedzeniem ma też bardzo dobre doświadczenia. Przykład ze Szkoły Podstawowej numer 2 w Łodzi. Tamtejsi uczniowie uwielbiają zdrowe przekąski. Najbardziej lubię chipsy jabłkowe z karmelem - przyznaje jedna z dziewczynek. To jest bardzo dobre - dodaje.

Jej mama podkreśla, że największy wpływ na to, co jedzą dzieci, mają przyzwyczajenie wyniesione z domu. Obserwuję, co dzieci dostają na wycieczki szkolne i jestem zdania, że jeśli dziecko nie wyniesie z domu nawyku, to sklepik ani nie pomoże, ani nie zaszkodzi - mówi.

Inna matka uważa, że zdrowe jedzenie w szkole wspomaga rodziców w prawidłowym kształtowaniu smaków uczniów. Jest nam łatwiej wytłumaczyć dziecku, że dostaje owoc czy warzywo jako przekąskę, gdy w szkole nie ma sprzedaży słonych orzeszków czy słodkich batoników. Gdy moja córka nie widzi innych dzieci z chipsami, to sama nie ma na nie ochoty - zauważa.

Z danych łódzkiego magistratu wynika, że w szkolnych sklepikach, gdzie łączone jest zdrowe jedzenie z tym "śmieciowym", wartościowych produktów jest przewaga (około 60 procent wszystkich produktów stanowi zdrowa żywność). Jednak te proporcje zmieniają się na niekorzyść dobrych produktów, bo ajenci sklepików wracają do starego, sprawdzonego i chodliwego asortymentu. Uczniowie w szkolnych sklepikach chcą kupować takie produkty, jakich zwykle nie dostaną w domu i jakimi zajadają się inni koledzy z klasy.