Cokolwiek to jest, samo odnalezienie dokumentów przez rosyjskich archiwistów to krok w dobrym kierunku - mówi Andrzej Skąpski, prezes Federacji Rodzin Katyńskich. Może w końcu sprawa Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich przestanie się kłaść cieniem i zostanie załatwiona - dodaje.

O odnalezieniu nowych dokumentów dotyczących mordu w Katyniu poinformował wczoraj szef Federalnej Agencji Archiwalnej Andriej Artizow w wywiadzie dla "Rosijskiej Gaziety". Szef Federalnej Agencji Archiwalnej nie zdradził, jakie to są dokumenty. Powiedział tylko, że jest to bardzo niewielka liczba i że aktualnie przechodzą one procedurę odtajniania. Prawdopodobnie w środę Władimir Putin przekaże je Donaldowi Tuskowi. Komentatorzy przypuszczają, że może to być tak zwana lista białoruska, czyli od lat poszukiwany spis polskich ofiar NKWD zaginionych na terenach Zachodniej Białorusi.

O poszukiwaniu przez stronę rosyjską białoruskiej listy katyńskiej jako pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza". Podała ona również, że jeśli dokument się znajdzie, Putin przekaże go premierowi Donaldowi Tuskowi 7 kwietnia w czasie uroczystości w Lesie Katyńskim, upamiętniających 70. rocznicę mordu na polskich oficerach.

Lista ta jest jedną z największych tajemnic mordu z 1940 roku. Czekają na nią rodziny i bliscy Polaków, którzy po wtargnięciu ZSRR do Polski 17 września 1939 roku zaginęli bez wieści na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną.

Przypuszcza się, że zaginieni z Zachodniej Białorusi zostali zabici w więzieniu w Mińsku. Mogą o tym świadczyć przedmioty polskiego pochodzenia, wydobyte w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych podczas ekshumacji przeprowadzonych w Bykowni (pod Kijowem) i Kuropatach (pod Mińskiem).