Małopolska komenda znalazła się pod lupą Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Wszczęto postępowanie po skandalu z więźniami zatrudnionymi do prac porządkowych. Ten resocjalizacyjny projekt został przerwany po tym, gdy jeden z osadzonych przyszedł do pracy pod wpływem narkotyków, a w szatni odkryto dwa pendrive'y, nielegalną amunicję i telefony komórkowe.

Teraz biuro sprawdza przede wszystkim, czy więźniowie mieli możliwość swobodnego poruszania się po komendzie wojewódzkiej, kto sprawował nad nimi nadzór, czy mogli mieć dostęp do informacji zastrzeżonych, czy może uzyskali takie informacje, a także kto dokonywał weryfikacji więźniów, których skierowano do prac w tej jednostce policji.

Oddzielne kontrolę prowadzi w tej sprawie komendant wojewódzki. Pilnych wyjaśnień w tej sprawie zażądała od szefa policji minister spraw wewnętrznych. Chce też między innymi dowiedzieć się, czy podobne projekty resocjalizacyjne są prowadzone w innych jednostkach policji.

Zagrożeni sami funkcjonariusze?

O skandalu z więźniami pisała "Rzeczpospolita". Gazeta podkreśla, że sprawa jest bez precedensu, a konsekwencje trudne do przewidzenia. Zdaniem rozmówców gazety zagrożone są policyjne akcje i sami funkcjonariusze. 

Krążą m.in. informacje, że na znalezionych pendrive'ach miały być m.in. dane policjanta Centralnego Biura Śledczego Policji. Rozmówcy "Rzeczpospolitej" twierdzą, że CBŚP wymienia naprędce rejestracje aut, bo z niektórych korzystali funkcjonariusze pracujący pod przykryciem. Małopolski komendant policji nadinsp. Mariusz Dąbek jednak zaprzecza: Kupiliśmy 67 radiowozów, część nieoznakowanych, może stąd te pogłoski.

Inne źródło gazety podkreśla: Przełożeni kazali ściągać wiszące na drzwiach pokoi tabliczki. W telefonach więźniów miały być bowiem zdjęcia tabliczek z nazwiskami np. naczelników i z numerami policyjnych aut.

(mal)