Siedlecka prokuratura zbada niewyjaśnione zgony osób, które zażywały corhydron w całym kraju - ustaliło RMF FM. Prokuratorzy z Siedlec będą sprawdzać czy osoby, które ostatnio zmarły z niejasnych przyczyn, miały wcześniej kontakt z podejrzanym lekiem.

Feralny lek zwiotczający mięśnie, który znalazł się w ampułkach z napisem „corhydron" , bardzo szybko znika z organizmu. Dlatego w wyjaśnieniu całej sprawy liczy się czas. W specjalnym liście do wszystkich prokuratur, resort sprawiedliwości wydał dyspozycję, by początkowo sprawy niewytłumaczalnych zgonów badać na miejscu. Wszystko po to, aby mieć szansę na szybkie odnalezienie resztek leków w organizmie. W przypadku, gdy będzie takowe podejrzenie, materiał w tym zakresie ma być przekazany do prokuratury okręgowej w Siedlcach - mówi reporterowi RMF prokurator krajowy Janusz Kaczmarek.

Gdy potwierdzą się przypuszczenia, że zgon spowodował fałszywy corhydron, kolejnym etapem śledztwa będzie ustalenie winnych podawania tego specyfiku. Ważne jest to, czy osoby, które zapisały feralny lek pacjentom, wiedziały o problemach z jego używaniem. Poza Siedlcami nadal oprowadzone jest śledztwo nadzorowane przez wrocławską prokuraturę apelacyjną, mające wyjaśnić kto jest winien wprowadzaniu leku na rynek i czy było to zrobione umyślnie, czy też nie.

Dopiero wczoraj po południu do Polski dotarł antyuczuleniowy hydrokortison, zamiennik wycofanego z rynku corhydronu produkowanego w Jelfie. Skąd się wzięło to opóźnienie? Leki, które obiecała amerykańska firma farmaceutyczna, utknęły w hurtowni w Belgii. Na szczęście zamiennik corhydronu bliżej, bo w Czechach, produkuje Polfa Rzeszów. Transport z Brna już wyruszył. Szef resortu zdrowia podkreśla, że będzie chciał, by to Jelfa pokryła koszty sprowadzenia do kraju zamiennika corhydronu.