Sędzia, który kilka lat temu wyjątkowo łagodnie ukarał założyciela Amber Gold, jest teraz oskarżony o przyjmowanie łapówek od oskarżonych - ustalił "Superwizjer" TVN. Chodzi o sędziego Janusza K., który przez wiele lat był sędzią sądu rejonowego w Kościerzynie. Pełnił także funkcję przewodniczącego całego wydziału karnego.

Przyszły założyciel Amber Gold Marcin S. (jeszcze przed zmianą nazwiska, które przyjął po żonie) przed oblicze sędziego Janusza K. trafił w 2006 roku. Był oskarżony o to, że na przełomie 2004 i 2005 roku jako zastępca prezesa firmy SAMPI oszukał 10 osób na nieco ponad tysiąc złotych oraz usiłował wyłudzić prawie sto złotych. Grozi za to od pół roku do 8 lat więzienia. Sędzia Janusz K. wydał jednak w tej sprawie bardzo łagodny wyrok. Przyjął, że w przypadku Marcina S. miał do czynienia z "wypadkiem mniejszej wagi" (kodeks nie precyzuje, co to znaczy) i skazał go na zapłatę zaledwie tysiąca złotych grzywny. W wyroku nie było nawet mowy o obowiązku naprawienia szkody, czyli oddania ludziom pieniędzy. Zaznaczmy, że dwa miesiące wcześniej (30 listopada 2005 roku) Marcin S. został skazany przez sąd rejonowy w Gdańsku na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za pomoc w podrobieniu dokumentów i usiłowanie oszustwa w innej sprawie.

W 2008 roku sędzia Janusz K. sam zaczął mieć problemy z prawem. Po policyjnej prowokacji został zatrzymany i po uchyleniu mu immunitetu usłyszał zarzuty przyjęcia łapówek od kilku oskarżonych, których sądził. Łącznie miał przyjąć 140 tysięcy złotych. Ponadto postawiono mu zarzuty przyjęcia dwóch półmisków ryb w galarecie (łososie i węgorze) o wartości 300 złotych oraz korzystania przez kilka dni z mercedesa pożyczonego od oskarżonego, ponieważ mercedes ML należący do sędziego był uszkodzony. Według słupskiej prokuratury, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, sędzia przyjmował łapówki przez dziesięć lat - od 1998 do 2008 roku, a zatem także w 2006 roku, gdy zapadł wyjątkowo łagodny wyrok przeciwko przyszłemu założycielowi Amber Gold.

Sędzia Janusz K. nigdy nie trafił do aresztu. Jest zawieszony w sprawowaniu funkcji i wciąż pobiera pensję. Jego proces toczy się przed sądem rejonowym w Koszalinie, K. odpowiada z wolnej stopy, nie przyznaje się do winy. Obecnie nie są stosowane wobec niego żadne środki zapobiegawcze w postaci np. kaucji, dozoru policyjnego czy choćby zakazu opuszczania kraju. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiada pośrednik, który miał pomóc we wręczeniu sędziemu 40 tysięcy złotych łapówki. Obu oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.

Sędzia Janusz K. stwierdził, że nie pamięta sprawy Marcina S., i odmówił dziennikarzowi "Superwizjera" komentarza.