Czy prestiżowa nagroda filmowa, jaką jest Oscar, pomoże łódzkiej wytwórni filmowej? Liczy na to prezes studia Se-ma-for Zbigniew Żmudzki. Pomoc obiecał już między innymi minister kultury Bogdan Zdrojewski. Złota statuetka Amerykańskiej Akademii Filmowej – jedyna w tym roku dla Polaków - powędrowała do twórców filmu animowanego "Piotruś i wilk", wyprodukowanego właśnie w Łodzi.

"Piotruś i wilk” to ukoronowanie 60-letniej działalności Se-ma-fora, a jednocześnie początek nowych czasów w pracy studia. Przestajemy być studiem tylko polskim, a stajemy się europejskim, światowym. Koprodukcje takie jak „Piotruś i wilk” to nasza przyszłość - powiedział Zbigniew Żmudzki, prezes Se-ma-fora po otrzymaniu informacji z gali oscarowej.

Łódzkie studio nie ma jednak siedziby na europejską miarę – przyznaje. Nie mamy własnej siedziby. Musimy się wyprowadzić z miejsca, w którym byliśmy do tej pory. Jeszcze nie mamy nowego miejsca. Mamy jedynie obietnicę - powiedział w Los Angeles korespondentowi RMF FM Łukaszowi Wysockiemu.

Minister kultury powiedział w rozmowie z RMF FM, że zabiega o pieniądze dla łódzkiego środowiska filmowego: Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się porozumieć między innymi z panią minister Barbarą Kudrycką, aby np. łódzka szkoła filmowa otrzymała środki finansowe na studia pozwalające realizować m.in. takie projekty.

Jedyny polski Oscar dla "Piotrusia i wilka"

Nagroda dla "Piotrusia i wilka" to jedyny polski Oscar. Nagrody nie dostał "Katyń" Andrzeja Wajdy. Skończyło się też tylko na nominacji dla Janusza Kamińskiego. Za najlepszy film uznano mroczny dramat braci Coen "To nie jest kraj dla starych ludzi".

[raport:131841]

Krótkometrażowa animacja "Piotruś i wilk", współprodukowana przez łódzkie studio Se-ma-for, opowiada o chłopcu żyjącym w świecie, gdzie rządzą brutalne zasady - tu silniejszy zjada słabszego. Ale z niewielką pomocą przyjaciół, nieśmiały Piotruś potrafi stawić czoła nawet wilkowi.

"Piotruś i wilk" to nowa animowana wersja klasycznego utworu Sergiusza Prokofiewa, w reżyserii Suzy Templeton - autorki wielu nagradzanych animacji. Film jest owocem współpracy łódzkiego Studia Se-ma-for i brytyjskiego Breakthru Films. Lalkowa animacja poklatkowa, bo taką techniką jest zrealizowany film, to największa do tej pory koprodukcja polsko-angielska.

Całość filmu nakręcono w Polsce, u nas też powstało 75 proc. cyfrowej postprodukcji. W 95 proc. skład ekipy stanowili polscy twórcy. Autorem scenografii był Marek Skrobecki, zdjęcia wykonali Mikołaj Jaroszewicz i Hugh Gordon, a animacją lalek zajmowali się Adam Wyrwas i Krzysztof Brzozowski. Film kosztował 5 milionów dolarów. Większość pieniędzy pochodziła od Brytyjczyków.

W wyścigu do Oscara "Piotruś i wilk" pokonał inne nominowane filmy: dwa kanadyjskie "I Met the Walrus" reż. Josh Raskin i "Madame Tutli-Putli" reż. Chris Lavis i Maciek Szczerbowski, francuski "Meme Les Pigeons Vont au Paradis" (Even Pigeons Go to Heaven) reż. Samuel Tourneux, Simon Vanesse oraz rosyjski "My Love" reż. Alexander Petrov.

Wśród nominacji do najlepszych animacji krótkometrażowych był jeszcze jeden polski akcent - kanadyjski film zatytułowany "Madame Tutli-Putli" wyreżyserowany przez Chrisa Lavisa i Maćka Szczerbowskiego. Scenariusz tej krótkiej animacji zainspirowany został twórczością Witkacego.

25 lat temu w tej samej kategorii wygrało "Tango" Zbigniewa Rybczyńskiego, także wyprodukowane w Se-ma-forze.