Pierwszy raz od pięciu lat ściągalność składki zdrowotnej zamiast rosnąć spada pod koniec roku - dowiedział się nieoficjalnie dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Taki argument ma paść na dzisiejszym spotkaniu minister zdrowia Ewy Kopacz z dyrektorami szpitali klinicznych i wojewódzkich. Ci grożą, że nie podpiszą kontraktów na tak niskim poziomie, jaki proponuje Narodowy Fundusz Zdrowia.

Tak niską ściągalność składek NFZ tłumaczy kryzysem gospodarczym, zwolnieniami, obniżkami pensji i słabszą kondycją firm. Do kasy funduszu w listopadzie i grudniu zawsze wpływało najwięcej pieniędzy, choćby z powodu świątecznych premii. Teraz po raz pierwszy od pięciu lat w listopadzie wpłynęło mniej pieniędzy niż w październiku. To zapowiedź tego, co nas czeka w Nowym Roku – usłyszał reporter RMF FM w Narodowym Funduszu Zdrowia.

Trzeba będzie zaciskać pasa, ponieważ w kasie będzie mniej pieniędzy niż planowano. Ten argument usłyszą dziś dyrektorzy szpitali. Ci sami dyrektorzy, którzy dzisiaj mówią, że 51 złoty za punkt to mało, zadłużali się wtedy, kiedy mieli 13,5 złotego za punkt. Wtedy, kiedy w drugim półroczu tego roku mieli 48 za punkt też się zadłużali. Dzisiaj mówią, że będą się zadłużali przy 51 złotych - mówi twardo minister Ewa Kopacz. Jeszcze bardziej stanowczy jest prezes NFZ. Jak ustalił nasz reporter, sprzeciwiał się on, by w ogóle rozmawiać jeszcze z dyrektorami szpitali i nie jest pewne, czy pojawi się w resorcie zdrowia.