Sprawą Ludwika Dorna zajmie się sejmowa komisja etyki - poinformował po spotkaniu z posłem marszałek Sejmu. Dorn twierdzi z kolei, że nie ma o czym rozmawiać, bo jego sprawa nie istnieje. Według Dorna to Grzegorz Schetyna powinien zająć się dziennikarzami, którzy w czwartek w zachowali się "niekonwencjonalnie".

Słuchając Ludwika Dorna, można odnieść wrażenie, że stał się ofiarą napaści i duszenia kablem. Przedstawiłem kwestie, nazwijmy to niekonwencjonalnego, niestandardowego zachowania się dziennikarzy wobec mnie. Marszałek powinien posłów przed takim zachowaniem chronić. Chodzi o dziennikarzy blokujących drogę i okręcających kablem - tłumaczył Dorn.

Marszałek Sejmu zapowiedział, że z Ludwikiem Dornem spotka się komisja etyki. Problem jednak w tym, że według posła, nie ma o czym rozmawiać. Dorn idzie w zaparte i z czwartkowego bełkotu robi sprawę uprzykrzania mu życia przez dziennikarzy. Na pytanie marszałka Schetyny, czy w czwartek był trzeźwy, polityk miał odpowiedzieć, że tak.

Przypadkiem Dorna ma też zająć się komitet polityczny PiS - poinformowała Beata Szydło wiceszefowa partii. Od razu jednak dodała, że pewności co do tego, iż Dorn był pijany nie ma, bo nic nie widziała. To dziwne, bo polityk na sali sejmowej siedzi obok byłych klubowych kolegów.

Na pewno komitet polityczny w jakiś sposób będzie się musiał zastanowić nad tym wszystkim co się wydarzyło - powiedziała Szydło. Podkreśla jednak, że umowa podpisana między PiS-em a Dornem obejmuje wyłącznie kwestie merytoryczne. Poza tym, Dorn jest bardzo cennym współpracownikiem. Myślę, że jest na tyle ważną osobą w polskim sejmie, że warto korzystać z jego doświadczenia. A poza tym idą święta i powinniśmy chyba na wszystko patrzeć bardziej pobłażliwie- dodaje Mariusz Kamiński z PiS.

Agnieszka Burzyńska