Jarosław Kaczyński nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie niszczenia dokumentów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co zarzuciła mu prasa. Przede wszystkim z tego powodu zorganizował jedną ze swoich ostatnich konferencji prasowych jako premier.

„Gazeta Wyborcza”, pisząc o niszczeniu papierów, powoływała się na dokument podpisany przez Kaczyńskiego. Premier przyznał, że go podpisał, bo musiał i miał do tego pełne prawo. Jednak zaprzeczył, aby dokumenty z ABW wynoszono, kserowano i niszczono na jego polecenie. Nic nie wiem o nielegalnych praktykach w Agencji - stwierdził. Nie wydawałem żadnych poleceń dotyczących niszczenia dokumentów ABW. Podpisałem rozporządzenie, które było uzgodnione. Miałem do tego prawo. Co więcej, miałem taki obowiązek, bo była luka prawna - zaznaczył Kaczyński.

Premier podkreślił, że właśnie z powodu istnienia tej luki prawnej nie mógł zwlekać z podpisem do czasu powołania nowego rządu. Kaczyński oświadczył, że zamierza wytoczyć proces „Gazecie Wyborczej”. Zarzucił jej dziennikarzom, że zrobili z niego prawie przestępcę, chociaż nie mieli do tego żadnych podstaw.

Kaczyński twardo bronił ABW. Odniósł się także do sprawy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w które cios wymierzył sąd, zwalniając z aresztu. Beatę Sawicką. Premier stwierdził, że CBA nie przekracza swoich uprawnień i nie kreuje w żadnym wypadku rzeczywistości. Skrytykował za to sąd, który wypuścił podejrzaną o korupcję byłą posłankę PO. Powiedział, że po wyborach wymiar sprawiedliwości zaczyna wracać na stare koleiny i odpuszcza skorumpowanym osobom ze „świecznika”. Mamy nowy nastrój. Mamy nowe decyzje. Burmistrz Helu został aresztowany, pani posłanka jest na wolności. Nawet – jak się okazuje – zatrzymać jej nie było wolno. Stare wraca. Wracają lata 90. - zaznaczył.

Premier zadeklarował, że chętnie stanie przed sejmowymi komisjami śledczymi, jeśli takie powstaną, ale tylko w przypadku, gdy zostanie zwolniony z tajemnicy państwowej. Zasugerował, że wtedy nie będą zadowoleni ci, którzy chcą tych komisji.