"Są duże problemy organizacyjne, firma, którą zatrudnił resort rolnictwa nie sprostała zadaniu" – alarmują sadownicy niezadowoleni z interwencyjnego skupu jabłek. Został uruchomiony, bo nadwyżka owoców w tym roku sięgnęła aż pół miliona ton.

Według sadowników skup zaczął się za późno, terminy nie są dotrzymywane, owoce czekające na przyjęcie do skupu po prostu się marnują - a za takie sadownicy nie dostaną pieniędzy.

Liczymy straty, mamy już w tej chwili podwyżki rachunków za energię elektryczną. Sytuacja jest dramatyczna. Najbardziej dramatyczna jest sytuacja tych najmniejszych gospodarstw, a ich jest najwięcej - mówi Sławomir Zieliński ze Związku Sadowników RP. Przekonuje, że choć według resortu rolnictwa wszystko idzie sprawnie, to te zapewnienia nie wytrzymują zderzenia z codziennością sadowników.

Część skupionych jabłek miała w postaci koncentratu zasilić rezerwy strategiczne. Pytany o to resort energii nabiera wody w usta i odpowiada, że to niejawne informacje. Wiadomo, za to, że minister rolnictwa oficjalnie poprosił o włączenie koncentratu do rezerw strategicznych, a minister energii sprawdza, czy to w ogóle ma sens.

>>>TUTAJ ZNAJDZIESZ ODPOWIEDŹ MINISTERSTWA ROLNICTWA WS. SYTUACJI NA RYNKU JABŁEK<<<

>>>TUTAJ ZNAJDZIECIE ODPOWIEDŹ MINISTERSTWA ROLNICTWA WS. KRYTERIUM WYBORU FIRMY, KTÓREJ POWIERZONO SKUP JABŁEK<<<

Opracowanie: