Rzecznik Praw Pacjenta Krystyna Kozłowska wszczęła postępowanie w sprawie transportu rannego 5-letniego chłopca ze szpitala w Gostyniu do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Wystąpiła też z prośbą o wyjaśnienia do oddziału NFZ w Poznaniu oraz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Kozłowska twierdzi, że trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, kto odpowiada za incydent. Całą sprawą zajęła się już prokuratura, która zabezpieczyła dokumentację medyczną niezbędną w prowadzeniu postępowania dowodowego. Dopiero postępowanie prokuratorskie pozwoli ustalić, kto podjął niewłaściwą decyzję - oświadczyła.

Rzecznik podkreśliła, że teraz najważniejsza jest troska o zdrowie pięciolatka. Jednocześnie wyraziła gotowość do pomocy jego rodzicom. Powinni skontaktować się ze mną, ponieważ jako Rzecznik Praw Pacjenta w sprawach cywilnych dotyczących naruszenia praw pacjenta mogę brać udział w toczącym się postępowaniu na prawach przysługujących prokuratorowi - oświadczyła.

LPR odmówił transportu z powodu procedur

W sobotę po południu do szpitala w wielkopolskim Gostyniu przywieziono rannego w wypadku 5-letniego chłopca. Lekarz dyżurny zbadał dziecko, które, z licznymi obrażeniami, miało trafić później do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Transportu rannego 5-latka odmówił jednak dyspozytor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Argumentował, że na przewiezienie dziecka śmigłowcem nie pozwalały przepisy, które dopuszczają transport międzyszpitalny tylko z odpowiednich miejsc i lądowisk.

Dziecko ostatecznie trafiło do szpitala w Poznaniu dopiero po czterech godzinach. Zostało tam przewiezione specjalistyczną karetką. Jego stan do tej pory jest bardzo ciężki.

Sprawę bada już resort zdrowia oraz Narodowy Fundusz Zdrowia. Wielkopolski oddział funduszu wszczął kontrole w szpitalu w Gostyniu oraz w firmie Falck, która świadczy usługi ratownictwa medycznego w tym powiecie. Postępowanie sprawdzające prowadzi też policja.

Wczoraj Dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski podtrzymał decyzję dyspozytora LPR o braku możliwości transportu rannego chłopca ze szpitala w Gostyniu do placówki w Poznaniu. Według niego, dziecka nie można było przewieźć ze względu na to, że w Gostyniu nie ma lądowiska przyszpitalnego.

Gałązkowski podkreślił, że lądowisko na boisku w Gostyniu jest miejscem, skąd śmigłowce mogą odbierać pasażerów z karetek dowożonych z miejsca wypadku, ale tylko wtedy, gdy najważniejszy jest czas dowiezienia chorego do szpitala. Podkreślił, że wówczas, kiedy pacjent jest już pod opieką lekarza, wymogi są inne.

Za lot wbrew przepisom pilotowi LPR grozi odpowiedzialność karna. Taka sytuacja może skutkować zatrzymaniem certyfikatu całej służbie.