Nie ma polskiego „tak” dla dobrowolnej likwidacji stoczni Gdynia i Szczecin. Taką odpowiedź na propozycję unijnej komisarz do spraw konkurencji Neelie Kroes ma dać dziś Ministerstwo Skarbu - ustaliła reporterka RMF FM Kamila Biedrzycka.

Jaki plan ma więc minister Aleksander Grad? Jego podstawowe założenia to: po pierwsze - stoczniowcy z Gdyni i Szczecina muszą zachować swoje miejsca pracy. Po drugie - stocznie mają nadal produkować statki - nie ma mowy o upadku tego przemysłu.

Jak to zrobić? Pierwszy krok to ogłoszenie otwartego przetargu na sprzedaż majątku Gdyni i Szczecina. Następnie z pieniędzy inwestorów zostaną spłaceni wierzyciele. Dalej dojdzie do renegocjacji umów - ministerstwo nie wyklucza, że obok produkcji statków, stocznie zajmą się także np. metalurgią, budową wieży wiatrowych czy konstrukcji stalowych.

Nie wiadomo jednak, w jakich proporcjach miałaby się odbywać ta produkcja; nie wiadomo też, jak wywalczyć gwarancję utrzymania miejsc pracy. Idea planu jest więc konkretna, ale sposób jego realizacji bardzo mglisty.

Trzecia droga – połączenie dwóch pomysłów w całość?

Jest jeszcze trzecia droga wyjścia z kryzysu stoczniowego, czyli połączenie dwóch skrajnie różnych pomysłów w jedną całość. Inaczej – zrealizowanie planu pod hasłem „i wilk syty, i owca cała”. Wilk, czyli unijna komisarz, i owca – gdyńscy i szczecińscy stoczniowcy.

Neelie Kroes będzie syta, bo plan ministerstwa składa się w większości z jej propozycji. Chodzi tu o otwarty przetarg sprzedaży stoczni i rozszerzeniu produkcji. Z drugiej strony, pracownicy stoczni będą cali, bo resort Aleksandra Grada chce zapewnić im gwarancje zatrudnienia oraz to, że nadal będą budować statki. Dwa ostatnie warunki będzie jednak bardzo trudno spełnić, bo który inwestor będzie chciał wyłożyć pieniądze na stocznie, mając z góry narzucone podstawowe elementy ich prowadzenia. Wygląda więc na to, że są to ministerialne marzenia ściętej głowy, ale przynajmniej walczący wizerunek resortu nie ucierpi.

Brukselska korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon donosi jednak, że nie ma żadnej trzeciej drogi. Jest albo plan komisarz Kroes, albo samobójstwo, czyli klasyczna upadłość. Plan pani komisarz można oczywiście nazywać inaczej i udawać, że to własny plan, żeby nie straszyć słowem bankructwo. Co do zasady jednak nic się nie zmienia. Unijny plan polega właśnie na sprzedaży majątku stoczni w otwartym przetargu, w kawałkach, co nie wyklucza, że znajdzie się inwestor, który kupi całość stoczni w ten sposób. Zostanie zachowana produkcja stoczniowa, tak jak chce rząd. Ponieważ powstaną nowe spółki nieobciążone długami, dadzą one zatrudnienie zwolnionym wcześniej stoczniowcom. W tym sensie nie stracą oni pracy. Można jeszcze negocjować wykonanie planu, czy zapisy w specustawie. Co do zasady natomiast stanowisko Brukseli jest jasne – albo albo.