Co trzeci złowiony w Bałtyku dorsz został złapany nielegalnie. Wszystko przez to, że rybacy z krajów bałtyckich nie przestrzegają limitów połowowych i sprzedają ryby w szarej strefie – z dużym zyskiem. Ekologowie alarmują, że jeśli nic się nie zmieni, dorsz w Bałtyku wyginie.

Działacze Greenpeace, której statek zacumował w Gdyni, tłumaczą, że rybacy nie tylko przekraczają limity, ale także wypływają na połowy w okresie, kiedy jest to zabronione. Okres ochronny skończył się wczoraj, a ja mam tu dorsza, którego znaleźliśmy 3 dni temu. On był zaplątany w sieci stawne, które zostały rozstawione specjalnie na dorsza - tłumaczy przedstawicielka organizacji.

Rybacy odpierają zarzuty i twierdzą, że Bałtyku jest więcej dorsza, niż szacują ekolodzy. Limity ustalono na tak niskim poziomie, że wszystkie kraje nie mogą tego przestrzegać. A każde przekroczenie nazywa się kłusownictwem - tłumaczy jeden z rybaków.

W poniedziałek może dojść do konfrontacji obu opinii – ekolodzy wypływają w morze i zapowiadają, że będą próbowali wchodzić na kutry. Chcą sprawdzać, czy przestrzegane są ochronne wymiary łowionego dorsza. Żądają też, by całkowicie zakazać połowu tej ryby na wschodnim Bałtyku.