Przed Sądem Rejonowym w Nowym Tomyślu (Wielkopolskie), rozpoczął się proces w sprawie śmierci ukraińskiego pracownika firmy stolarskiej. Zwłoki mężczyzny odkryto w połowie czerwca ubiegłego roku w lesie niedaleko Skoków, ok. 120 km od jego miejsca pracy.

Według ustaleń prokuratury, Vasyl C. zasłabł podczas pracy w zakładzie stolarskim w okolicach Nowego Tomyśla. Inni pracownicy, obywatele Ukrainy poprosili szefową o wezwanie pogotowia. Ta miała powiedzieć, że "nigdzie nie zadzwoni, jak również zakazała im wzywania pomocy".


Stan Vasyla C. poprawił się chwilowo, wkrótce potem mężczyzna znowu zasłabł. Kolega Serhii H. go reanimował, ale mężczyzna nie dawał oznak życia. Wówczas - jak wskazała prokuratura - Grażyna F. kazała zakończyć  pracę i wszystkim opuścić halę produkcyjną. Następnie kobieta miała zamknąć zakład, pozostawiając w nim ciało zmarłego.

Grażyna F. udała się do Poznania, gdzie wynajęła samochód. Po powrocie oświadczyła, iż Serhii H. ma jej pomóc w załadowaniu zwłok do pojazdu, którym przyjechała. Ten odmówił, lecz Grażyna F. zagroziła, że nie wypłaci mu pensji. Serhii H. bał się zgłosić zdarzenie na policję, gdyż znajdował się w obcym kraju, nie znal języka, jak również nie miał umowy o pracę. Ostatecznie przeniósł zwłoki do samochodu, którym Grażyna F. udała się na teren powiatu wągrowieckiego, gdzie porzuciła ciało w lesie - ustaliła prokuratura.

Zwłoki znalazł leśniczy. Sekcja wykazała, że mężczyzna zmarł poprzedniego dnia na skutek niewydolności oddechowo-krążeniowej.

Grażyna F. przedstawiła inną wersję wydarzeń

Prokuratura oskarżyła Grażynę F. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci Vasyla C. Za czyny te grozi jej kara do 5 lat pozbawienia wolności.

Kobieta nie przyznała się w sądzie do winy. Mówiła, że feralnego dnia zauważyła, że pracownik gorzej się poczuł. Poprosiłam go, żeby usiadł na paczkę z deskami, przy której pracował. Uczynił to, a ja poszłam. (...) Wracając znów przechodziłam obok tego pana, widziałam, że jest spocony. Poprosiłam panią Irynę, by zawołała Serhiia, żeby się zapytał, co jest jego koledze. Za jakiś czas Serhii mnie zawołał i powiedział, że koledze jest słabo. Ponieważ o 17. mieliśmy kończyć pracę, poprosiłam wszystkich o zakończenie pracy i żeby po drodze, jak będą wracali do Nowego Tomyśla, (...) po prostu zajechali do lekarza  - relacjonowała.

Według niej, ukraińscy pracownicy przestraszyli się. Mówili, że nigdzie nie pojadą, bo "nie chcą mieć żadnych problemów".

Poprosiłam więc, by przynieśli temu panu wodę i poduszkę pod głowę(...). Poszłam dalej do szatni zobaczyć, co się dzieje z pracownikami (...). Kiedy wróciłam zobaczyłam, że Serhii przeprowadza reanimację (...) i krzyczy, że on umiera. (...) W pewnym momencie poinformował mnie, że ten pan zmarł, i że nic nie można zrobić. Sprawdzał mu dwukrotnie puls. Potem Serhii stwierdził, że nic na to nie poradzimy, że on jest osobą, z którą ten pan przyjechał, i będzie miał w związku z tym teraz problemy, że będzie deportowany na Ukrainę - mówiła w sądzie kobieta.

Oskarżona zaznaczyła też, że po śmierci mężczyzny, to "Serhii H. powiedział, że on się wszystkim zajmie, że mam mu tylko udostępnić auto". Chciał podrzucić ciało do innego zakładu. Postanowiłam więc, że wezmę to na siebie i sama się tym zajmę. Nie wiedząc, co zrobić, wywiozłam to ciało do lasu. Jechałam sama - mówiła.

Oskarżona pytana przez sąd, dlaczego nie pojechała z ciałem zmarłego na pogotowie, by stwierdzić zgon, lub też na posterunek policji, odpowiedziała, że się bała.

W tej sprawie oskarżony został także Serhii H., któremu prokuratura zarzuciła utrudnianie postępowania karnego "poprzez pomoc Grażynie F. w zatarciu śladów przestępstwa, przy czym czynu tego dopuścił się z obawy przed grożącą mu odpowiedzialnością karną". Grozi mu za to kara do 5 lat pozbawienia wolności.

Dziś nie było go w sądzie, odczytano więc protokoły z jego wcześniejszymi wyjaśnieniami. Mężczyzna podkreślał w nich, że trzykrotnie prosił Grażynę F. o wezwanie pogotowia, kiedy jego kolega źle się poczuł. Utrzymywał, że pomógł Grażynie F. przenieść ciało zmarłego do samochodu, bo obawiał się, że kobieta nie wypłaci mu pieniędzy. Bał się powiadomić policję, bo był w obcym kraju, nie znał języka i nie miał umowy o pracę.