Zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym usłyszały dyżurne ruchu, zatrzymane po piątkowym zderzeniu dwóch pociągów osobowych w Katowicach. Jednej z nich postawiono dodatkowo zarzut wykonywania obowiązków pod wpływem alkoholu. W wypadku ucierpiało 17 pasażerów. Sześciu z nich pozostało w szpitalu na obserwacji.

Po wykonaniu kolejnych czynności prokurator rozszerzył zarzuty. Teraz obie kobiety są podejrzane o spowodowanie katastrofy, a starsza dodatkowo o to, że czynu tego dopuściła się wykonując czynności służbowe pod wpływem alkoholu - poinformował rzecznik katowickiej policji, aspirant sztabowy Jacek Pytel. Wcześniej sądzono, że drużniczka, w której krwi odkryto ponad dwa promile alkoholu, nie przyczyniła się do wypadku. Miała odpowiadać wyłącznie za wykonywanie obowiązków w stanie nietrzeźwym.

Zgodnie z postanowieniem katowickiej prokuratury, obie podejrzane kobiety zostały zwolnione do domów. Zastosowano wobec nich dozór policyjny. Ponadto zostały zawieszone w wykonywaniu obowiązków służbowych do czasu zakończenia postępowania i muszą wpłacić poręczenia majątkowe.

Do zderzenia doszło w piątek przed godz. 22 w pobliżu stacji Katowice-Ligota. W tył pociągu do Bielska-Białej uderzył Intercity. Policja ustaliła, że powodem wypadku był błąd ludzki. Kierujący ruchem nie powinni byli wpuszczać Intercity na tor, na którym stał już inny pociąg.

Jak relacjonuje dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Katowicach Karol Trzoński, 34-letnia drużniczka tłumaczyła, że zagapiła się, chciała jak najszybciej wpuścić Intercity. Jej obowiązkiwm było jednak sprawdzenie, czy tor jest wolny. Twierdziła również, że nie wyczuła od koleżanki woni alkoholu. Na kolei była zatrudniona od ponad 10 lat. Teraz na dziesięć lat może trafić za kratki. Druga z zatrzymanych drużniczek ma 51 lat, a od trzydziestu pracowała na kolei. Jak zapowiedział Karol Trzoński, kobieta zostanie zwolniona dyscyplinarnie.