Chcą pokoju, ale jak na razie każda ze stron bliskowschodniego konfliktu ma inną jego wizję. Wczoraj w nocy przedstawiciele Izraela i Autonomii Palestyńskiej spotkali się na przejściu granicznym Erez, by przygotować grunt pod przyszłe rozmowy.

Jak na razie nie przyniosły one skutku, ale wiadomo już, że będą kontynuowane w najbliższych dniach. Nieoficjalnie wiadomo, ze obie strony pod silnym naciskiem Waszyngtonu chcą doprowadzić do zawarcia porozumienia zanim jeszcze Bill Clinton opuści Biały Dom 20 stycznia. W ramach tego porozumienia Izrael i Palestyńczycy wznowili by przerwaną ponad trzy miesiące temu współpracę w zwalczaniu terroru islamskiego. Rząd Baraka domaga się też przerwania walk i zamieszek a Biały Dom warunkuje tym samym ponowny przyjazd Denisa Rossa na Bliski Wschód. Zdaniem obserwatorów USA chcą aby Izrael i Palestyńczycy jak najszybciej zredukowali przemoc gdyż stanowiło by to znaczący atut w kampanii wyborczej Ehuda Baraka.

Rozmowy te uważane są za ostatnią szansę. Na przejście graniczne przybyli minister spraw zagranicznych Izraela Szlomo Ben-Ami wraz z głównym izraelskim negocjatorem. Również druga strona stawiła się z najważniejszymi palestyńskimi politykami: głównym negocjatorem Ahmedem Korei i szefem bezpieczeństwa Strefy Gazy. Były premier Izraela i obecny minister współpracy regionalnej Szimon Perez, choć był spodziewany, nie uczestniczy spotkaniu. Jednocześnie już dziś Perez spotka się z liderem palestyńczyków Jaserem Arafatem.

Dwustronny komitet spotkał się już wczoraj, także dzisiaj doszło do jego zebrania. Arafat oświadczył, że osobiście nie weźmie udziału w rozmowach. Dodał, że znoszenie przez izraelczyków blokad Autonomii nie wystarczy i teraz należy wprowadzić w życie postanowienia z Szarm el-Szejk.

11:00