Leonid Kuczma przyjedzie do Warszawy, ale po wyborach prezydenckich na Ukrainie. Z powodu napięcia przed niedzielnym głosowaniem odwołał dzisiejszą wizytę w Polsce.

Leonid Kuczma wolał zostać w Kijowie, gdzie niemal codziennie dochodzi do antyprezydenckich demonstracji i starć zwolenników opozycyjnego kandydata Wiktora Juszczenki z tymi, którzy popierają obecnego premiera Wiktora Janukowycza.

Ostatnio na Ukrainie pojawiły się nawet sugestie, że ludzie prezydenta Kuczmy najchętniej w ogóle odwołaliby niedzielne głosowanie. Za takim rozwiązaniem stoi m.in. Wiktor Medwedczuk, szef administracji obecnego prezydenta, a jednocześnie jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie, kontrolujący media elektroniczne – mówi RMF Anna Górska z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Mimo że Kuczma popiera Wiktora Janukowycza, to ten stał się ostatnio zbyt niezależny i atakuje środowisko prezydenta. Niezależnie od tego, kto wygra wybory na Ukrainie: czy będzie to Janukowycz czy - jeszcze gorzej - Juszczenko, zarówno Kuczma jak i jego otoczenie tracą swoją pozycję polityczną - dodaje Anna Górska.

Po zerwaniu lub nieuznaniu wyborów otoczenie prezydenta miałoby pół roku na zapewnienie sobie wpływów.

Jednocześnie eksperci ostrzegają przed czarno-białym obrazem Ukrainy twierdzeniem, że wybór między Juszczenką a Janukowyczem to wybór między Wschodem i Zachodem.

Juszczenko nie odwróci Ukrainy od Moskwy, bo związki tych krajów są zbyt silne. Z kolei Janukowycz nie odwróci się od Zachodu – reprezentuje bowiem wielki przemysł doniecki, który jest zainteresowany ekspansją na Zachód. To raczej wybór między demokratycznym a putinowskim sposobem rządzenia.