Chciałem zrobić film dla młodych ludzi, opowieść o młodym chłopaku, którego są w stanie rozpoznać wśród siebie" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Konradem Piaseckim, reżyser filmu o Żołnierzach Wyklętych "Historia Roja". "Rój" nie był kimś z naszych wielkich bohaterów, którym się stawia pomniki. A ja właśnie chciałem zrobić film, a nie pomnik" - podkreśla.

Konrad Piasecki: Dlaczego właśnie "Rój"? To nie jest postać, która jest postacią z pierwszych stron książek historycznych, nie jest postacią powszechnie znaną. Co pana akurat w tej postaci tak zainteresowało?

Jerzy Zalewski, reżyser: Może właśnie to, że nie był kimś z naszych wielkich bohaterów, którym się wystawia pomnik. Ja chciałem zrobić film, a nie pomnik. Film dla młodych ludzi, dlatego też elementem dodatkowym było to, że "Rój" był bardzo młodym chłopakiem. Był legendarny na Mazowszu, czyli na swoim terenie, z powodu odwagi, charakteru, młodości. Właściwie to było prawie dziecko, które dorastało w warunkach wojny. Chciałem tę mitologię odzyskać dla młodych ludzi, a nie dla siebie. Na pewno też chciałem podziękować tym starym ludziom, ale wtedy ten film powinien być zrobiony 20 lat wcześniej. Chciałem, żeby to była mitologia żywa i żeby to było o młodym chłopaku, którego widzowie są w stanie rozpoznać wśród siebie. A "Rój" taki był.

Co pana doprowadziło do "Roja"? Czy to była jakaś historia, którą pan usłyszał? Może coś pan przeczytał?

To jest dokładnie taki moment, w którym, w 2004 lub 2005 roku, nie pamiętam teraz, dostaje od Jana Białostockiego, wnuka pierwszego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych Ignacego Oziewicza, niezwykły materiał. To 100 godzin nagranych rozmów z żołnierzami NSZ-u, z żołnierzami jego dziadka. To są niezwykłe opowieści. Zajmowałem się tym materiałem 4-5 lat, robiąc z tego dokumenty, leksykony. Nie mam historycznych czy archiwistycznych talentów, ale jakoś bardzo dobrze zacząłem rozpoznawać ten świat i tych ludzi. Iluś ludzi nagranych opowiada o właśnie o "Roju", a ja resztę sobie dopowiedziałem. Paradoksalnie, najmniej w tych materiałach było o "Roju", a o nim powstał film. Natomiast wiele historii tych ludzi zostało wtopionych w historię "Roja". Czasem bywa tak, że jego historia jest historią w ogóle młodego żołnierza, partyzanta po prostu. Bywa tak, że mieszam wątki, bywa tak, że to nie jest ta konkretna akcja, a kilka akcji, że to nie jest ten konkretny facet, ale w nim jest paru innych.

Gdyby miał pan w dwóch zdaniach powiedzieć, kim był "Rój", co było w nim - również jako w postaci filmowej - szczególnie pociągającego?

To był bardzo młody chłopak, który wszedł w buty swojego starszego brata, dowódcy oddziału partyzanckiego, który przypadkowo zginął po rozwiązaniu oddziału. "Rój" w jakimś wymiarze kontynuuje walkę brata. W jakiś wymiarze jest to rodzaj zemsty. Jest to jakiś hrabia Monte Christo, który przybywa i próbuje nadrobić stracone życie własnego brata.

Brat "Roja" to jest właśnie pokolenie chłopaków, którzy albo poginęli, albo mieli dość po prostu. Dzieciaki jakby wchodzą w ich skórę. Siłą rzeczy nie są dorośli - dorastają w momencie tej procedury. To jest bardzo ciekawe i najważniejsze jest dla mnie przekazanie tego młodym widzom. Jak to pokazać? To chyba zrozumiałe. Że to jest taki sam młody chłopak, tylko ma już zupełną jasność co do Boga, Honoru i Ojczyzny, ma to w jednym miejscu. Mam wrażenie, że teraz jest tak, że wielokrotnie tylko jeden z tych elementów rozpoznajemy czy nam się nie składają w całość. Jemu się składały. To trwa od 1945 do 1951 roku. Mamy tu paradoks niepotrzebności tej wojny, a zarazem konieczności tej wojny, niemożność wycofania się. Konieczność walki do końca i żadnej nadziei. Mój film jest opowieścią o wolności, a "Rój" jest jej wysłannikiem.

Ile miał lat, gdy zginął?

Dwadzieścia sześć. Ja w tej roli obsadzam chłopaka, który nie jest aktorem - Krzyśka Zalewskiego, który kiedyś wygrał "Idola". Pamiętam go z tego "Idola" - był z jakiejś innej klasy niż to wszystko tam wokół. Tak pomyślałem, by zestawić go ze światem chłopaka, cholernie współczesnego i to chyba się udało. Jest kompletnym amatorem, nie gra żadnych psychologicznych, wielkich, głębokich scen. Jest taktowny z zewnątrz, tak trochę jak ja z tą swoją kamerą.

Chciałem zapytać o kłopoty z powstaniem filmu. Zostanie skończony któregoś dnia i zobaczymy go na ekranach kin?

Ja tak myślę. Wszystko powoli do tego zmierza. Mam wrażenie, że mimo absurdalnego procesu, Polski Instytut Sztuki Filmowej pójdzie po rozum do głowy i nie będzie się dalej wygłupiać. Można przyjąć, że telewizja zaakceptowała w końcu kopię roboczą, co prawda po 2 latach i kosztem mojej firmy, która w związku z długami została kompletnie zniszczona. Mam wrażenie, że film powstanie, bo wielu ludzi w tym okresie mi pomogło. Mnóstwo ludzi na spotkaniach i nie tylko pomogło mi finansowo. Oddałem część długów, a to bardzo ważne, bo myślałem, że takie rzeczy są możliwe we współczesnym świecie. Jest szansa nawet, że z odroczoną płatnością do początku wiosny będę w stanie skończyć ten film na poziomie postprodukcji. Obecnie on jest na poziomie kopii roboczej cały czas.

Ile panu brakuje do skończenia takiego absolutnego tego filmu?

Finansowo? Milion to jest postprodukcja, no i muszę spłacić długi. Myślę, że to jest około 1,3 - 1,5 miliona. To są koszty, które są niezbędne. Możliwe, że firmy postprodukcyjne pomogą mi przez odroczone płatności, film będzie w dystrybucji, a ja poradzę sobie z tymi długami.