Radosław Sikorski oraz jego rodzina na lotnisko pojechali limuzyną Biura Ochrony Rządu - donosi wtorkowy "Fakt". Jak przypomina gazeta, marszałek tłumacząc się ostatnio z kilometrówek zapewniał, że często rezygnował z ochrony BOR, jeździł prywatnym samochodem i dlatego pobierał pieniądze na paliwo.

"Kiedy jeździł po Polsce jako poseł, ponoć skrupulatnie rezygnował z ochrony BOR, by nie naciągać państwa. Gdy oficerowie BOR przywieźli mu pizzę do Chobielina zapewniał, że jechali po drodze. Podobnie, kiedy odwozili z dworu kolegów jego syna - też podobno mieli po drodze. Ale gdzie oficerowie BOR wybierali się w sobotę po godz. 6 rano, że po drodze im było podjechać pod dom marszałka Radosława Sikorskiego zabrać ze sobą jego rodzinę z bagażami i zawieźć na lotnisko?" - zastanawia się dziennik.

"Fakt" całą wyprawę marszałka i jego rodziny udokumentował zdjęciami.

Ponadto we wtorkowym wydaniu gazety:



- Matka wynajęła obrońcę dla córki

- Kamil zabił, ale został milionerem 

(abs)