Piętnaście odwołań w sprawie zerwanych kontraktów z poradniami specjalistycznymi wpłynęło do bydgoskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Szefowie przychodni w Kujawsko-Pomorskiem domagają się ich przywrócenia. Z kolei NFZ obiecuje większe kontrakty dla tych przychodni, które przyjmą pacjentów ze zlikwidowanych poradni.

Fundusz rozwiązał umowy z przychodniami i zamknął poradnie pod koniec kwietnia po tym, jak kontrole ujawniły, że w uzgodnionym czasie w poradniach nie było lekarzy. Oznaczało to jednak problemy dla setek pacjentów, którzy nagle zostali pozbawieni opieki. Lekarze powinni być na miejscu, ale tego nie można robić tak gwałtownie. Nikt nie jest na to przygotowany - komentowali na początku maja pacjenci.

Bydgoski oddział NFZ tymczasem zapewnia, że lada chwila podpisze aneksy do kontraktów z innymi przychodniami, które przyjmą "porzuconych" chorych. Jeśli na danym terenie mimo zlikwidowania poradni działa jeszcze inna o tej specjalności, a tak jest na przykład z endokrynologią w Toruniu, to w ciągu kilku dni podpiszemy z istniejącą placówką aneks - mówi Jan Raszeja, rzecznik NFZ w Bydgoszczy.

Za pacjentami idą pieniądze

Dzięki renegocjowanym kontraktom przychodnie dostaną więcej pieniądzy na "nadprogramowych" pacjentów. O ile więcej: tego rzecznik bydgoskiego oddziału funduszu nie zdradza, zasłaniając się tajemnicą biznesową. Mogę tylko powiedzieć, że będą to znaczące dodatki - ucina Raszeja.

Tam, gdzie nie m przychodni, która mogłaby przejąć zostawionych własnemu losowi pacjentów, sprawa jest trudniejsza. Najpierw NFZ zamierza rozpatrzyć odwołania, na których złożenie przychodnie nie godzące się z zerwaniem kontraktów mają 14 dni roboczych, licząc od dnia, kiedy dostały pismo wypowiadające umowę. Generalnie jednak prawdopodobnie rozpiszemy nowe konkursy, będziemy wszczynali rokowania. Nam też zależy na czasie - zapewnia rzecznik NFZ w Bydgoszczy.

Nie zmienia to faktu, że dla pacjentów oba rozwiązania oznaczają to samo: stratę dni już odczekanych w kolejce i konieczność ustawienia się w nowej.